Długa przerwa międzysezonowa to idealny czas, by przyjrzeć się młodym i perspektywicznym zawodnikom, którzy lada moment mogą zająć miejsce w światowej czołówce. „Młodzi i gniewni” to autorski projekt redakcji speedwaynews.pl. W pięćdziesiątym trzecim odcinku przedstawimy Aleksandra Kajbuszewa.
Widząc zainteresowanie kibiców autorskim projektem naszej Redakcji, postanowiliśmy kontynuować serię w kolejnej przerwie międzysezonowej. Zgodnie z zapowiedziami, w październiku wróciliśmy do publikacji, a nasz przegląd potrwa tradycyjnie do marca.
Wielu kibiców żużla usłyszało to nazwisko po raz pierwszy podczas zawodów o Puchar Europy Juniorów do lat 19. Jedenastego sierpnia 2019 roku w słowackiej Žarnovicy siedemnastoletni Aleksander Kajbuszew zrobił furorę, wygrywając biegi z wyżej notowanymi rywalami i omal nie wskakując na podium zawodów. I chociaż od tamtej pory Rosjanin przestał być figurą zagadkową, warto przybliżyć jego postać – również z powodów, które poznacie w niniejszym tekście.
Aleksander urodził się 8 grudnia 2001 roku w Saławacie, w rosyjskiej Republice Baszkirii. Stutysięczne miasto, budowane po drugiej wojnie światowej rękami przestępców i katorżników, kibicom żużla kojarzy się dziś z takimi nazwiskami jak Emil Sajfutdinow czy Gleb Czugunow. Niewielki ośrodek, obecnie nieposiadający nawet ligowej drużyny, co roku urządza szkółkę dla kilkudziesięciu młodych adeptów żużla i motocrossu. Właśnie z niej wywodzi się nasz dzisiejszy bohater.
Na pierwsze zawody przyprowadził go ojciec, Konstantin – prawdziwy żużlowy zapaleniec. Aleksander miał wtedy cztery lata i od pierwszej chwili zapałał miłością do czarnego sportu. – Od razu zakochałem się w tym sporcie, ale nie myślałem o tym, żeby zostać żużlowcem – zdradzał nam niedawno w wywiadzie. – Tak właściwie to był to pomysł mojego taty. Bardzo się ucieszył, że mi też się ta opcja podoba. Tylko mamę musieliśmy jakoś przekonać, ale się udało.
Jak przyznaje, w żużlu od pierwszego wejrzenia pociągała go prędkość i motocykle. Nawet dzisiaj, gdy sportem zajmuje się na co dzień, jego wolny czas wypełniają wizyty w garażu i ciągła opieka nad sprzętem. Kiedy nie zajmuje się żużlem czynnie… ogląda zawody, aktualne i te sprzed kilku lat. Szczególnie lubi przyglądać się akcjom swojego idola – Tomasza Golloba.
Rodzinne miasto dawało adeptowi żużla niezły start – przede wszystkim przygotowanie crossowe, które jest w Rosji niemal obowiązkowym elementem żużlowej szkoły życia. Brak drużyny zaczął przeszkadzać, gdy Aleksander skończył 16 lat i uzyskał licencję na ligowe starty. Będąc już mistrzem Rosji w klasie 250cc, nie musiał długo czekać na propozycję od klubu chętnego na zdolnego juniora. Tak trafił do Bałakowa – miasta oddalonego od Saławatu o niemal pół tysiąca kilometrów. – Przeniosłem się tam na stałe, żeby nie musieć dojeżdżać. Mieszkałem w Bałakowie w sezonie, a na przerwę zjeżdżałem do Saławatu – wyjaśniał młody Rosjanin. – Ale w tym roku postanowiłem zostać na zimę w Bałakowie i przygotować się jak należy do kolejnego sezonu.
Powodów takiej decyzji było wiele, ale najważniejszy z nich to troska o rozwój kariery, która w ostatnim roku nabrała niebywałego rozpędu. Przyznajmy jednak: Aleksander Kajbuszew nie pojawił się na Pucharze Europy U19 jako chłopiec znikąd. Na koncie ma trzykrotne Indywidualne Mistrzostwo Rosji Młodzików w klasie 250cc (w latach 2016–2018), w zawodach, w których wcześniej medale zdobywali tacy zawodnicy jak Czugunow, Lachbaum czy ice racer Iwan Lwow. Wywalczył także miejsce w finale imprezy FIM Speedway Youth World Championship 2017. W Pradze, gdzie odbyło się ostateczne starcie, zajął siódmą lokatę, tuż za plecami Wiktora Lamparta.
Świat poważnego żużla jednak dopiero czekał na Aleksandra. Przenosiny do Bałakowa okazały się strzałem w dziesiątkę: oznaczały nie tylko więcej jazdy, ale też drużynę, która w 2018 walczyła w lidze o najwyższe cele. Turbina Bałakowo ostatecznie zajęła drugie miejsce, przegrywając ostatni mecz we Władywostoku, a średnia młodego żużlowca nie zachwycała (0,643 punktu na bieg, wywalczone w czternastu wyścigach). Za to Aleksander zdobył niezbędne doświadczenie, które wkrótce miało zaprocentować.
Pierwszą zapowiedzią przełomowego sezonu 2019 był półfinał Pucharu Europy do lat 19, który odbył się w Pardubicach na początku sierpnia. Nieznany szerszej publiczności Rosjanin wziął czeski stadion szturmem, ustępując jedynie niepokonanemu Madsowi Hansenowi. Awans do finału przypieczętował zwycięstwem w biegu dodatkowym nad lokalnym matadorem, Janem Kvěchem, a w pokonanym polu pozostawił między innymi Mateusza Cierniaka.
Dwa dni później w finale w Žarnovicy największym przeciwnikiem Aleksandra Kajbuszewa był już nie Duńczyk, lecz… taśma startowa. Rosyjski zawodnik zaczął z wysokiego C, ogrywając za jednym zamachem Karola Żupińskiego, Christiana Thaysena i Jonasa Seiferta-Salka. W drugim swoim starcie zdekoncentrował się jednak i wjechał w taśmę, co ostatecznie mogło nielicho zaważyć na jego miejscu. Do brązu zabrakło bowiem trzech punktów, a ów feralny dla Aleksandra wyścig wygrał Mads Hansen, czyli późniejszy zdobywca najniższego miejsca na podium.
Nasz bohater musiał się zadowolić czwartą lokatą, trzema wygranymi wyścigami oraz… oburzeniem sporej części rosyjskiej publiczności. W ostatniej serii startów Kajbuszew mierzył się bowiem z niepokonanym dotąd rodakiem, Jewgienijem Sajdullinem i został jego jedynym pogromcą. Tym samym Sajdullin zrównał się punktami z Janem Kvěchem, co w konsekwencji doprowadziło do utraty szansy na historyczny sukces dla rosyjskiego żużla. W środowisku kibicowskim natychmiast znalazło się wiele osób obwiniających o sytuację Kajbuszewa, który nie ustąpił w wyścigu walczącemu o złoto rodakowi. Sytuacja stała się tak napięta, że w grupach żużlowych musiał interweniować ojciec zawodnika.
Sam zainteresowany zdystansował się od opinii niektórych kibiców, skupiając uwagę na sportowej stronie najważniejszych zawodów w życiu. – Podium było tak blisko, ale niestety się nie udało… Żal mi też, że w jednym biegu wjechałem w taśmę, wyniki mogłyby się ułożyć zupełnie inaczej. Ale ogółem jestem zadowolony z tego występu, pokazałem się z dobrej strony, a za rok wrócę i spróbuję zdobyć Puchar – obiecywał niedawno w wywiadzie. Dodawał też: – W ogóle ten sezon jest najlepszy w mojej karierze. Chodzi nie tylko o Indywidualny Puchar Europy, ale też Mistrzostwa Europy Par w Bałakowie, w których miałem okazję być częścią zespołu Młodej Europy i punktowałem w każdym wyścigu. Mam jednak nadzieję, że najlepsze dopiero daleko przede mną. Jak pewnie każdy żużlowiec, chciałbym kiedyś zostać mistrzem świata.
Na razie jednak Aleksander marzy o kwestiach bliższych. Po udanym sezonie zapragnął spróbować swoich sił poza Rosją, najlepiej w polskiej lidze. Jak sam przyznaje, w Polsce jest więcej okazji do startów niż w ojczyźnie, a także większe możliwości kontraktów sponsorskich. Zdaniem zawodnika to najlepszy start do porządnej kariery. Czy zobaczymy Aleksandra Kajbuszewa na polskich torach w 2020 roku? Cóż, to więcej niż prawdopodobne. Jak donoszą dobrze poinformowane źródła, o młodego Rosjanina już teraz stara się więcej niż jeden klub. Wszystko w rękach samego juniora.
Kolejnym z zawodników przedstawianych przez nas będzie przedstawiciel klasy mini żużlowej, który może pochwalić się pierwszymi sukcesami i nazwiskiem identycznym jak Indywidualny Mistrz Polski z 2014 roku. O kogo chodzi? Dowiecie się już w piątek o 20:00!
Od redakcji: Cykl „Młodzi i gniewni” jest publikowany w stałych terminach – we wtorki oraz piątki. Dodatkowe odcinki będziemy prezentować na naszym portalu w dni świąteczne.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!