W ostatnich dniach w Gnieźnie odbył się egzamin na licencję żużlową, w której udział wziął m.in. Adrian Cieślewicz - syn Dawida i kolejny przedstawiciel tego rodzinnego klanu.
Dawid Cieślewicz na żużlu ścigał się w latach 1997-2010, kiedy to był zawodnikiem klubów z: Gniezna, Łodzi, Gdańska oraz Opola. Miał dwukrotnie roczny rozbrat ze speedwayem. W 1999 roku był on spowodowany odniesioną sezon wcześniej kontuzją kręgosłupa, z kolei w 2002 roku pauzował, bowiem nie podpisał kontraktu w żadnym z klubów. Jest jednym z przedstawicieli rodzinnego klanu Cieślewiczów.
Teraz w ślady swojego ojca Dawida idzie Adrian. – Syn uparł się na żużel i co mam zrobić (śmiech). Będę chciał go podszkolić, bo wiem ile pracy na to trzeba poświęcić. Jak ktoś nie ma wsparcia w bliskich, znajomych, tylko przychodzi do szkółki sam, to naprawdę jest to ciężki kawałek chleba. Tyle ile mam wiedzy, tyle jej synowi przekażę. Mnie ratowało w żużlu to, że go czułem. Czułem motocykle, czułem tor, ale niestety zdrowie nie pozwoliło mi się rozwinąć. Ale wszystko oczywiście nie zależy od motocykla, tylko zawodnik też musi mieć to „coś” – mówi Dawid Cieślewicz w wywiadzie dla serwisu sportowegniezno.pl.
Adrian Cieślewicz w grudniu skończy szesnaście lat. Dawid nie ukrywa, że choć już dość nieźle radzi sobie w jeździe indywidualnej, to do ścigania w czwórkę potrzeba mu dobrego przygotowania fizycznego oraz sprzętowego. W swoim debiucie podczas 1. rundy Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Wielkopolski w Lesznie na koncie Cieślewicza zapisaliśmy dwie literki – za taśmę i za wykluczenie. Gnieźnianin nie ukrywa, że pociecha na rozpoczęcie uprawiania speedwaya namawiała go już od dłuższego czasu. – Powiem tak – dusił mnie o rozpoczęcie treningów od 3 lat. Wtedy jednak mieliśmy inny problem – wagę! Powiedziałem mu „synek, musisz schudnąć, a później pomyślimy”. I tak zrobił! Uparł się, schudł, już nie powiem ile kilogramów bo niektórzy nawet w to nie wierzą. Uparł się na żużel i koniec, nawet pomimo tego, że dokładnie wie co ja przeszedłem. Muszę liczyć się z tym, że za chwilę będzie pełnoletni i mógłby mieć mi za złe, że mu nie pozwoliłem. Niech próbuje! To, że ja miałem ciężki wypadek nie znaczy, że i on musi przejść to samo. Idąc na pasach też może nas dramat spotkać, więc nie ma co zapeszać. Na razie wszyscy się śmieją, że nie można poznać, czy to ja jadę, czy mój syn. Ma prawie identyczną technikę jak ja i co mogę powiedzieć – jestem z niego dumny!
Dawid Cieślewicz zapytany o pierwsze kroki z synem w sporcie żużlowym odpowiada: – Nie chciałem przede wszystkim go przestraszyć. To miała być na początku zabawa i tyle. Teraz jeździ na delikatniejszych wałach, ale zaczniemy już brać się za poważny speedway. Nawet kosztem własnego zdrowia będę chciał, żeby miał najlepszy z możliwych startów do dorosłego żużla.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!