Tylko dwóch Duńczyków po sobotnim finale Tauron Speedway Euro Championship mogło cieszyć się z zawieszonego na szyi medalu. Tylko, bowiem istniała szansa, iż podium w całości okupywane byłoby przez przedstawicieli kraju Hamleta. Osiem punktów skutecznie jednak wykluczyło Jepsena Jensena z walki o końcowy sukces.
Przed sobotnim finałem sytuacja wydawała się klarowna. Dwójka Łaguta – Michelsen bić się miała o złoto, zaś komuś z kwartetu Woryna, Smektała, Jepsen Jensen oraz Madsen przypaść miał brązowy krążek. I faktycznie, przedstawiciele lubelskiego Motoru między sobą rozstrzygnęli kwestię złotego medalu, który przypadł ostatecznie Michelsenowi. Nieco bardziej sensacyjny przebieg miała zaś bitwa o najniższy stopień podium, gdyż mający najmniejsze szanse na sukces Madsen okazał się najskuteczniejszym z całej czwórki. Dokonanie zawodnika częstochowskiego Włókniarza wzbudzić powinien o wiele większy podziw zważywszy na fakt, iż były już europejski czempion wystąpił w trzech z czterech rund, pauzując z powodu kontuzji podczas turnieju rozgrywanego w Vojens.
Gdzieś we łzach szczęścia swych rodaków uwypukliła się sylwetka Jepsena Jensena, który długo po zawodach przechadzał się po parku maszyn, rozmawiając z krajanami z teamu Michelsena. Zawodnika Stelmet Falubazu Zielona Góra można śmiało uznać za jednego z największych pechowców sobotniej imprezy. Duńczyk przed zawodami mógł śmiało zakładać, iż realnie zawalczy o medal. Prawda okazała się jednak brutalna – Jepsen Jensen nie dość, że opuszczał Chorzów z pustymi rękoma, to jeszcze o zaledwie „oczko” przegrał rywalizację z Bartoszem Smektałą o miejsce w czołowej piątce, które gwarantuje start w przyszłorocznym cyklu Tauron SEC. Co, nieco zawiedziony i zasmucony Duńczyk, miał do powiedzenia po zakończeniu chorzowskiego turnieju? – Zawody nie potoczyły się dla mnie tak, jakbyśmy sobie tego wszyscy życzyli. Na przestrzeni całego turnieju próbowaliśmy kilku różnych rozwiązań, które mogłyby nam pomóc, jednak te poszukiwania na niewiele się zdały. Myślę, że wszyscy widzieli, iż liczyło się tylko pierwsze i drugie pole. Niestety, mój numer startowy sprawił, że miałem dwa biegi z czwartego pola, co nie było dla mnie zbyt korzystne. Na dodatek, gdy już startowałem z pól wewnętrznych, popełniałem zbyt wiele błędów, przez co uciekały mi punkty. Wszystko powinno wyglądać nieco lepiej, jednak taki jest żużel.
Wiele przed zawodami na Stadionie Śląskim mówiło się o torze, jaki został przygotowany na sobotnią rundę. Organizatorzy, mając w pamięci zeszłoroczne, niezbyt widowiskowe imprezy w „Kotle Czarownic”, postanowili wyciągnąć, zdawałoby się, odpowiednie wnioski – poszerzono proste oraz podniesiono nieco łuki, przez co geometria toru miała, przynajmniej w założeniu, pomóc zawodnikom startującym z pól zewnętrznych. Rzeczywistość okazała się niestety zgoła odmienna, same zawody raczej nie miały zbyt dużego pokładu emocji a przetasowania na dystansie wynikały bardziej z popełnianych przez zawodników błędów, niż piorunujących akcji. A jak to, na czym przyszło się uczestnikom sobotniego turnieju ścigać, oceniał nasz rozmówca? – Tor był całkiem dobry i jednakowy dla wszystkich. Może trochę nawierzchnia jeszcze nie była prawidło ze sobą związana, przez co potworzyło się kilka kolein na trasie. Jak wszyscy mogliśmy zauważyć, ciężka szpryca również nie ułatwiała nam dzisiaj pracy. Ciężko się wyprzedza kogokolwiek, jeśli już na samym starcie ktoś „poczęstuje” cię sporą dawką materiału, dlatego kibice nie zobaczyli aż tylu mijanek, ile sobie by życzyli.
Szóste miejsce w końcowej klasyfikacji Speedway Grand Prix z pewnością wielu zawodników uznałoby za jeden z większych sukcesów w swej karierze. Inaczej jednak ma się sprawa, jeśli zajmuje się szóstą lokatę na koniec rywalizacji w Tauron SEC. Nasz rozmówca jest teraz zdany na łaskawość organizatorów podczas przyznawania stałych dzikich kart, ewentualnie musi szukać swojej szansy próbując przebrnąć poprzez eliminacyjne sito. Gdy dodamy do tego przegraną batalię o brązowy medal, przed oczami jawi się obraz zawodnika, który na przestrzeni tylko pięciu wyścigów, zniweczył ogrom pracy, jaki musiał włożyć, by przed zawodami móc realnie myśleć o najniższym stopniu podium. – Jestem bardzo zawiedziony tym szóstym miejscem. Przed tą rundą medal był bardzo blisko… Najbardziej szkoda zawodów w Toruniu, gdzie byliśmy przecież na moim dawnym, domowym torze. Sześć punktów, które tam zdobyłem, to było zdecydowanie za mało, jak na moje możliwości. Udało się trochę „podgonić” w Vojens, ale znów przyszedł gorszy występ i straciłem w Chorzowie. Cóż mogę powiedzieć. Sam widzisz, że nie wyglądam na zbyt radosnego.
Na koniec zapytaliśmy jeszcze naszego rozmówcę, jak ocenia miniony sezon w barwach zielonogórskiego Falubazu, z którym Jepsen Jensen ostatecznie zajął czwarte miejsce, w meczach o brąz ewidentnie ulegając ekipie prowadzonej przez Marka Cieślaka – forBET Włókniarzowi Częstochowa – Sezon nie był wcale zły, jednak mogliśmy go zakończyć nieco lepiej. Do fazy play – off wyglądało to dobrze, była duża szansa na medal i o to chcieliśmy jechać. Później jednak coś się posypało. W momencie, w którym walczysz, kiedy przegrany zostaje z niczym, nie można sobie pozwolić na stratę punktów w najważniejszych chwilach. A nam się to niestety przydarzało. Moim zdaniem to wstyd, że tak wielki klub, z taką historią i kibicami nie zdobył medalu i sezon kończy poza podium – zakończył rozmowę z portalem speedwaynews.pl szósty zawodnik klasyfikacji generalnej Tauron Speedway Euro Championship.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!