Choć startował z teoretycznie najtrudniejszym numerem 2, obrócił go w atut, który mógł zmienić losy meczu. Władimir Borodulin z dorobkiem 10 punktów i 2 bonusów był najskuteczniejszym zawodnikiem Power Duck Iveston PSŻ-u Poznań podczas meczu w Łodzi.
Wynik Rosjanina imponuje tym bardziej, że po ostatnich przygodach torowych wizualnie po meczu wyglądał on wręcz fatalnie. 27-latek dwukrotnie był w Łodzi przewracany przez zawodników gospodarzy, a raz nawet podjechała do niego karetka. W dodatku na szyi żużlowca wyraźnie odznacza się nieprzyjemny ślad. – To akurat mam od środy, podczas treningu w Toruniu zaczepiłem o taśmę. Po tym meczu boli mnie biodro i zdrapałem sobie skórę na nodze, to po pierwszym upadku. Drugi już nie był taki groźny, nic nie „poprawił” co do mojego zdrowia – mówi Władimir Borodulin w rozmowie z korespondentem portalu speedwaynews.pl.
O tym, że drugi upadek nie był tak groźny, świadczyć może fakt, że w chwilę po nim zawodnik miał siłę, by… się bić. Rohan Tungate, który zdaniem arbitra był jego winowajcą, podjechał do 27-latka po pokonaniu pełnego okrążenia toru. Ich spotkanie szybko przerodziło się w walkę wręcz. Żużlowców rozdzielać musieli członkowie poznańskiego teamu. Ostatecznie arbiter za prowodyra całego zajścia uznał Tungate'a, który obejrzał za nie żółtą kartkę.
Australijczyk w opublikowanej w poniedziałek rozmowie z naszym korespondentem przyznał, że akceptuje karę, ale jednocześnie stwierdził, że zajście sprowokował Borodulin. O opinię zapytaliśmy jednak także drugiego zainteresowanego. Nikogo chyba nie zaskoczy fakt, że jest ona całkowicie odmienna. – Zahaczył o mnie, uderzył w przednie koło i co ja miałem zrobić? Tym bardziej, że to już drugi raz w tym meczu. Już byłem taki, no wiesz… – relacjonuje Rosjanin. – Potem, już po biegu, jeszcze podjechał i miał do mnie jakieś pretensje, że niby w czasie jazdy ja mu coś zrobiłem. Niby co? Przecież ja jechałem swoją ścieżką. Ja się czuję niewinny, zresztą nie dostałem żadnej kary. To on mnie przewrócił, a potem, po biegu, we mnie wjechał.
Borodulin był najskuteczniejszym żużlowcem „Skorpionów” w Łodzi, ale bardzo pomógł mu w tym… pozornie kiepski numer 2 na plecach. W swoich dwóch pierwszych startach Rosjanin zaczynał po szerokiej i z tego powodu przegrywał walkę w pierwszym łuku. Później jednak dwa razy z rzędu kapitalnie rozegrał tę fazę biegu, jadąc z pola A. Tomasz Bajerski odnotował ten fakt i wystawił 27-latka spod kredy jeszcze w dwóch kolejnych gonitwach – raz z rezerwy taktycznej za Eduarda Krčmářa, a potem w wyścigu nominowanym. – Trener dał mi taki numer, że przy tym zestawie miałem co chwilę pierwsze pole, to z tego korzystałem. Znalazłem tam fajną koleinę, z której dobrze to szło, i za każdym razem jechałem z tej samej. Tylko ten ostatni start trochę mi nie wyszedł – śmieje się medialny podopieczny portalu speedwaynews.pl.
Na koniec zapytaliśmy Rosjanina o odczucia dotyczące już po prostu liczb. Jego indywidualny rezultat to 10+2 w 6 biegach, a cała drużyna przegrała 40:50, co w kontekście dwumeczu nie przesądza absolutnie niczego. – Ze swojego wyniku jestem zadowolony. Jakbym dwa razy nie leżał, to byłbym jeszcze bardziej (śmiech). A co drużyny, to na pewno będzie ciężko, ale mogę obiecać kibicom, że zrobimy wszystko, żeby odrobić te 10 punktów. Najważniejszy będzie początek meczu. Dzisiaj po 3 biegach Orzeł miał nad nami 8 przewagi. Musimy u siebie zrobić to tak samo, albo i lepiej – kończy Władimir Borodulin.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!