Długa przerwa międzysezonowa to idealny czas, by przyjrzeć się młodym i perspektywicznym zawodnikom, którzy lada moment mogą zająć miejsce w światowej czołówce. „Młodzi i gniewni” to autorski projekt redakcji speedwaynews.pl. W dwudziestym piątym odcinku przedstawiamy Państwu Marka Kariona.
Polskiemu kibicowi żużla wydaje się, że Władywostok (w sezonie 2018 zresztą najlepszy ośrodek żużlowy Rosji) to miasto na końcu świata i najdalej wysunięty na wschód punkt na mapie, w którym słyszano o speedwayu. Tymczasem pół tysiąca kilometrów na wschód od Władywostoka leży niewielkie miasteczko Dalniegorsk, mała ojczyzna żużlowca Marka Kariona.
Dalniegorsk nie jest żużlowym miastem, ale to nie znaczy, że nie ma nic wspólnego z motosportem. Oprócz popularnego w Rosji motocrossu (zwłaszcza w zimowej odmianie) swoją renomę w tej czterdziestotysięcznej mieścinie ma też ice racing. Pochodzący właśnie z Dalniegorska Władimir Fadiejew, dziś zasłużony trener, był indywidualnym mistrzem świata w tej dyscyplinie w latach 1993 i 1999. Zawody w ice racingu są rozgrywane w Dalniegorsku również obecnie – od kilku lat kończą one zmagania w Otwartych Mistrzostwach Primorskiego Kraju. Jednak bohater naszej dzisiejszej opowieści, choć Dalniegorsk ma w sercu, wybrał nieco inną drogę w motosporcie i zrezygnował z zimowych krajobrazów na rzecz „klasycznej” odmiany żużla.
Mark Karion urodził się 5 kwietnia 2000 roku jako syn Jewgienija Kariona, zawodnika motocrossowego. Jak często w podobnych przypadkach, szybko poszedł w ślady ojca – swych sił na motocrossie zaczął próbować w wieku dziewięciu lat. Nie bez sukcesów. Na swoim koncie ma chociażby zdobyte w 2012 roku wicemistrzostwo swojego regionu w kategorii 65cc, gdy jako dwunastolatek przegrał tylko ze swoim późniejszym kolegą z żużlowych torów, Nikitą Korowką. Warto zauważyć, że w Primorskim Kraju, którego stolicą jest Władywostok, w mistrzostwach motocrossowych bardzo często startują także profesjonalni żużlowcy (na liście medalistów można odnaleźć takie nazwiska jak Siergiej Łogaczow czy Grigorij Łaguta), z kolei dla młodych zawodników cross jest doskonałym przetarciem przed przesiadką na motocykl żużlowy. Czego zresztą doświadczył i Mark Karion.
– Zanim w moim życiu pojawił się żużel, uprawiałem tylko motocross. Gdy jednak zacząłem osiągać dobre wyniki w juniorskich zawodach, dostrzegł we mnie potencjał główny trener Wostoka Władywostok, Igor Stolarow. Zaproponował, żebym spróbował swoich sił w sporcie żużlowym. Rodzice, jak przyznaje, nie mieli nic przeciwko takiej próbie, ponieważ szanowali wybory syna i nie tylko nie stawali na jego drodze, ale okazywali też wszelką niezbędną pomoc. A ta bardzo się przydała, zwłaszcza biorąc pod uwagę odległość dzielącą Dalniegorsk od Władywostoka. Brzmiąca na sensacyjną informacja, że młody zawodnik musiał każdorazowo dojeżdżać na treningi pięćset kilometrów jest jak najbardziej prawdziwa. – Organizacją tych wyjazdów zajmował się mój ojciec, któremu jestem za to bardzo wdzięczny. Był ze mną od zawsze, jeszcze przy motocrossie i potem, kiedy jako piętnastolatek przeszedłem do żużla. Ciągłe wyjazdy na treningi były bardzo męczące, w końcu to długa droga. Problemem były też ich koszty. Z braku sponsorów musiałem zdać się na pomoc rodziców – opowiada młody żużlowiec.
Żużel jednak „chwycił” na tyle, by zarówno Mark, jak i jego rodzina uznali, że opłaca się poświęcać czas, pieniądze i siły na dalekie wyjazdy, nawet pomimo faktu, że przez cały sezon 2015 chłopak zajmował się przede wszystkim treningami. Mark miał jednak okazję podpatrywać swoich starszych kolegów z drużyny, wśród których były niemałe nazwiska: bracia Łagutowie, Wadim Tarasienko czy zapomniany już dziś Wiktor Gołubowski. Pośród nich młody mieszkaniec Dalniegorska znalazł swojego sportowego idola. – Takim żużlowym wzorem do naśladowania jest dla mnie Grigorij Łaguta – deklaruje Mark. – Znam go osobiście, jako sportowca i jako człowieka, i chciałbym osiągać w żużlu takie wyniki jak on.
Pierwszymi zawodami w Rosji, na które wypuścił młodego żużlowca trener Stolarow, był półfinał Drużynowych Mistrzostw Rosji Juniorów odbywający się 24 maja 2016 roku w Togliatti. W trzech swoich startach Mark dwukrotnie wygrał, a raz z powodu upadku nie ukończył wyścigu, jego punkty natomiast przyczyniły się do wysokiej (drugiej) lokaty drużyny z Władywostoku. Ostatecznie zmagania te Wostok zakończył z brązowym medalem.
Pierwszy raz w składzie ligowej drużyny Mark pojawił się na meczu wyjazdowym w Togliatti 16 czerwca 2016 roku, lecz nie dane mu było wyjechać na tor. Uczynił to dwa tygodnie później w meczu domowym z Turbiną Bałakowo, gdzie już w debiucie po kuriozalnym wyścigu zakończonym rezultatem 5:0 dla Wostoka zdobył pierwsze ligowe punkty dla przyszłego Drużynowego Mistrza Rosji. Łącznie w sezonie 2016 uzbierał zaledwie pięć „oczek” w czterech meczach, co jednak nie storpedowało kariery chłopaka. W Indywidualnych Mistrzostwach Rosji Juniorów zajął natomiast wysokie, szóste miejsce, wyprzedzając wyżej notowanych rywali: Siergieja Łogaczowa czy Wiktora Kułakowa. Pełnił także rolę rezerwowego podczas finału Indywidualnych Mistrzostw Rosji, gdzie dane mu było odjechać faktycznie pełne zawody.
Doświadczenie zebrane w pierwszych latach startów na żużlu zaprocentowało w sezonie 2017. Mark znalazł się wśród najlepiej punktujących zawodników brązowego medalisty, Wostoka Władywostok, osiągając średnią biegopunktową 1,867. W mistrzostwach juniorów do lat 19 był drugi, przegrywając bieg o złoto z kolegą z drużyny, Pawłem Łagutą. W mistrzostwach do lat 21 natomiast zabrakło mu zaledwie punktu do walki o brązowy medal – zakończył zmagania na czwartym miejscu. Awansował także do dorosłego finału mistrzostw Rosji, pokonując w decydującym biegu Kiryła Cukanowa. Również w samych zawodach finałowych pokazał się z jak najlepszej strony, wygrywając dwa wyścigi. Siedem punktów zebranych w pięciu startach pozwoliło mu na zajęcie ósmego miejsca, a spośród juniorów lepszy rezultat miał tylko – ponownie – Paweł Łaguta.
Te wyniki musiały zaprocentować i Markiem zainteresował się jeden z polskich klubów – drugoligowa TŻ Ostrovia Ostrów. Kulisy kontraktu Rosjanina z Ostrovią owiane są tajemnicą, choć niektórzy spekulują, że Marka polecił inny Rosjanin startujący w wielkopolskim klubie, Renat Gafurow. – Ostrów bardzo mi się spodobał – komentuje Mark. – Poznałem miłych, wspierających mnie ludzi. Z początku było ciężko, w końcu znalazłem się w obcym kraju, no i nie znałem za bardzo polskiego, ale stopniowo do wszystkiego przywykłem.
Mark zaczął budować swoją bazę pod Ostrowem, a jego debiutu wyczekiwali kibice i dziennikarze, typując transfer Rosjanina jako jeden z ostrowskich strzałów w dziesiątkę. Apetyty urosły, gdy w pierwszych polskich zawodach, rundzie cyklu Nice Cup, Mark zajął trzecie miejsce. Niestety, rzeczywistość boleśnie zweryfikowała oczekiwania, gdy kilka dni później w kolejnej rundzie Nice Cup Rosjanin doznał upadku wskutek niedokręconego koła. Wypadek skutkował złamanym obojczykiem i kilkutygodniową przerwą. Mark wrócił na tor – i podczas treningu zaliczył kolejny upadek, podczas którego odnowił się uraz. Działacze Ostrovii wspólnie z zawodnikiem zdecydowali, że rehabilitacja w Rosji będzie najlepszym rozwiązaniem. Sam żużlowiec nie kryje rozczarowania takim obrotem sprawy. – Kontuzja sprawiła, że cały ten sezon poszedł zupełnie nie tak, jak miał – przyznaje. – Teraz moim celem jest debiut w zawodach polskiej ligi, przebicie się do podstawowego składu i zbieranie doświadczenia.
Ma na to sporo szans, ponieważ z Ostrovią jest związany jeszcze dwuletnim kontraktem, a działacze nie zamierzają go skreślać, wierząc w talent i możliwości Rosjanina. Wiara ta nie jest zresztą bezpodstawna. Po powrocie do zdrowia wystąpił w finałach indywidualnych mistrzostw Rosji zarówno juniorów, jak i seniorów. W tych pierwszych zajął czwarte miejsce, ponownie przegrywając wyścig dodatkowy z Pawłem Łagutą. W tych drugich był szósty, a jedynym lepszym od niego juniorem okazał się Roman Lachbaum, zdobywca piątego miejsca.
Choć sam zawodnik uważa, że największe sukcesy dopiero przed nim, to nie sposób nie wspomnieć o jego fantastycznej postawie w finale zmagań o Drużynowe Mistrzostwo Rosji 2018. W rewanżowym meczu Wostoka z Turbiną Bałakowo zdobył dziesięć punktów i trzy bonusy w sześciu startach, czym walnie przyczynił się do mistrzowskiego tytułu ekipy z Władywostoka. To dobry prognostyk na przyszłość i promyk słońca po nieudanym z powodu kontuzji sezonie dla zawodnika, który nie wyobraża sobie siebie gdziekolwiek indziej niż w sporcie żużlowym. – To, że jestem żużlowcem, to w przeważającej mierze zasługa moich rodziców, bez ich zaangażowania po prostu nie uprawiałbym tego sportu – przyznaje Mark. – Jestem im niesamowicie wdzięczny za pomoc i wsparcie. Trudno powiedzieć, ile sił i nerwów stracili na mnie, na ten nie najtańszy sport. Bardzo chciałbym znaleźć sponsora, który pomógłby mojej rodzinie w zakupie drogiego sprzętu i jego konserwacji, w końcu, żeby osiągać dobre wyniki, potrzebny jest sprzęt gotowy na sto procent.
Cele Marka na przyszły sezon są zatem jasne: praca nad sobą, zawojowanie polskiej ligi, znalezienie sponsora. A co żużlowiec porabia poza sezonem? – Kiedy kończy się sezon, zaczyna się szkoła – wyznaje Mark. – Poza tym regularnie chodzę na siłownię i trenuję na żużlu, tylko że na lodzie. To ostatnie wcale nie dziwi – w końcu pochodzenie zobowiązuje.
Kolejnym z zawodników, przedstawianych przez nas, będzie młoda nadzieja australijskiego speedwaya z rocznika 2003, która może już się pochwalić medalem Indywidualnych Mistrzostw Świata i angażem w polskim klubie. O kogo chodzi? Dowiecie się już w przyszły piątek o 20:00!
Od redakcji: Cykl „Młodzi i gniewni” jest publikowany w stałych terminach – we wtorki oraz piątki. Dodatkowe odcinki prezentujemy na naszym portalu w święta.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!