Środowa decyzja PZM o odmowie przyznania licencji Stali Rzeszów wywołała w żużlowym środowisku niemałą burzę. Nie da się jednak ukryć, że wszystkiemu winien jest jeden człowiek, a imię jego czterdzieści i... a nie, przepraszam. Ireneusz Nawrocki.
Choć nowoczesny żużel nie ma zbyt wiele wspólnego z „Dziadami” Adama Mickiewicza, nie było wielkim problemem znalezienie kilku ciekawych alegorii. W końcu Prezes Nawrocki przez cały rok zaklinał rzeczywistość niczym przy wywoływaniu duchów, a jego ego pozwalało na zmianę danych w dowodzie osobistym na legendarne 40 i 4. Szkoda tylko, że ostatecznie rzeszowski filantrop nie przypominał nawet Wolanda z legendarnej powieści Bułhakowa, bowiem ten był chociaż honorowy.
Ostatecznie Nawrocki rządził rzeszowskim klubem przez rok, mając być jego wybawcą. Ba, kibice, a także niektórzy dziennikarze, widzieli w nim samego zbawiciela, który zamieni długi w dobrobyt za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety teraz już wiemy, że biznesmen nie miał zbyt wiele do czynienia z boskimi mocami i okazał się być tylko tanim iluzjonistą, który oprócz wielkiego show, nie umiał poradzić sobie z codziennymi problemami.
O tym, że na wszystkim najbardziej stracą kibice, pisałem już jakiś czas temu. Fanów czarnego sportu z Podkarpacia szkoda mi zdecydowanie najbardziej. Myśląc o nich, przypominają mi się jedynie opowieści kobiet o wojnie, a dokładniej 1945 roku. W końcu Niemcy zostawali wypędzani, a na ich miejsce wchodził wybawca, który nie miał nic przeciwko bestialskim gwałtom.
Tak czy inaczej, osób, mówiąc bardzo delikatnie „poszkodowanych” przez Ireneusza Nawrockiego jest zdecydowanie więcej. Wszystko zaczęło się od Mirosława Kowalika, który domagał się swoich pieniędzy już po pierwszej części sezonu (swoją drogą trener trafił z deszczu pod rynnę). Później przyszedł Speedway Diamond Cup, który także okazał się totalną klapą, a oliwy do ognia zaczął dolewać nie kto inny jak Nicklas Porsing. W końcu wyszło, jak wyszło. Stali w lidze nie ma, a Nawrocki może z pewnością pożegnać się z żużlowym światkiem.
W tym wszystkim jest jeszcze jedna sprawa, o której raczej rzadko się mówi, a przecież święta tuż za rogiem. W ostatnich dniach mocno ucichł temat wypłaty świadczeń dla rodziny Tomasza Jędrzejaka. Rodziny, która pierwszy raz spędzi Wigilię bez niego. Zresztą, choć to może i nieco zbyt daleko idący wniosek, wspomniane świadczenie może być po prostu należnymi pieniędzmi, które „Ogór” powinien dostać za zdobywane punkty.
Chciało by się powiedzieć, nosił Nawrocki razy kilka, ponieśli i Nawrockiego… czy jakoś tak. Chociaż w sumie nie ponieśli. Raczej wywieźli na taczce. Tradycyjnie, bo jakby inaczej. W końcu lada moment Wigilia i "Kevin sam w domu". Drodzy kibice z Rzeszowa – zapomnijcie na tę chwilę o speedwayu. Nie ma co tracić nerwów. Odpocznijcie z rodziną i najedzcie się sernika. I pierogów. Od razu na duszy będzie lżej.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!