Szymon Woźniak podczas Speedway Grand Prix w Gorzowie Wielkopolskim pokazał się z bardzo dobrej strony. Startując z „dziką kartą” otarł się o półfinał, kończąc rywalizację z dorobkiem ośmiu punktów na koncie.
Do występu w półfinale brakło zatem naprawdę niewiele. Patrząc z perspektywy całego turnieju, kilka „oczek” uciekło w przedostatnim starcie, jak również chwilę później, gdy doszło do kontaktu z Patrykiem Dudkiem. Tak naprawdę, gdyby udało się wygrać ostatni bieg, awans do półfinału byłby pewny. – Jest niedosyt zwłaszcza po tym przedostatnim wyścigu, bo myślę, że więcej punktów kosztował mnie ten jeden błąd, aniżeli w tym ostatnim. Ta sytuacja była po prostu taka „torowa”, Patryka też trochę pociągnęło. Ja za wszelką cenę starałem się utrzymać na motocyklu, bo wiadomo, że zdrowie jest najważniejsze. Wyszło, jak wyszło. W ciemno bym tego nie brał, bo wiem, że stać mnie na więcej. Tak, czy owak myślę, że w kilku momentach udało mi się fajnie pojechać i dać trochę radości kibicom. Jest niedosyt, ale myślę, że będę miło wspominał ten wieczór – ocenił swój występ w rywalizacji z najlepszymi zawodnikami świata, Szymon Woźniak.
Często zdarza się, że w turniejach SGP o dobrym wyniku decydowały pola startowe. Tym razem, zwłaszcza po poprzedzających zawody opadach deszczu, wyniki z konkretnych miejsc rozkładały się w miarę równomiernie. – Myślę, że pola były porównywalne. Było widać, że przez całe zawody można wystartować dobrze z różnych pól. Sądzę zatem, że pola tutaj kompletnie nie układały wyniku. Jak na taki deszcz, to myślę, że tor zachowywał się naprawdę całkiem fajnie. Kibice mogli zobaczyć dobre ściganie. Fajnie, że wygrał Martin Vaculik, zawodnik miejscowej Cash Broker Stali, Bartek był na drugim miejscu. Myślę, że zarówno polscy kibice, jak i fani Stali mogli tego wieczoru czuć zadowolenie – skomentował.
Po małej „kolizji” z Patrykiem Dudkiem Woźniakowi nie udało się przedrzeć na prowadzenie. Niemniej jednak po wyścigu nie miał on pretensji do rywala. Tym bardziej nie myślał również o upadaniu na tor, choć gdyby to zrobił, do najpewniej wykluczony zostałby aktualny wicemistrz świata. – Ja jestem przede wszystkim człowiekiem z dużą dawką pokory. Wiadomo, że jakieś tam emocje po wyścigu były i czułem lekką złość, ale nie miałem do Patryka pretensji. To jest cykl Mistrzostw Świata i trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Ja jestem zdania i chciałbym, aby żużel jak najdalej był postrzegany od piłki nożnej w tych kategoriach, jeżeli chodzi o jakiekolwiek „aktorzenie”. Jest kilku zawodników, którzy moim zdaniem psują widowisko, sędziowie później również mają problem z oceną sytuacji. Według mnie powinniśmy podchodzić do tego tzw. „siadania”, dosyć ambicjonalnie. Nie mówię, że ja tego nigdy nie zrobiłem. Wiadomo, że jeżeli jest mecz, jadę w lidze, a trener, kibice i wszyscy oczekują, żebym ja takie sytuacje wykorzystywał, to taka jest tendencja. Tutaj jednak jechałem na własne konto, chciałem za wszelką cenę utrzymać się na motocyklu i życzyłbym sobie, aby inni zawodnicy również szli tą drogą. To jest kierunek do „fair” speedway’a. Sędziowie powinni po prostu w takich sytuacjach reagować i przerywać wyścigi, kiedy uważają, że ktoś faulował – wyraził swoją opinię na temat zaistniałej sytuacji.
Na całym zdarzeniu stracił również Maciej Janowski, który został przyblokowany przez Wożniaka. Wszystko to jednak miało swój początek w tym, że to Dudek jednak zahaczył swojego rywala. Reszta była niezamierzonym efektem. – Jeżeli Maciek mógł mieć do kogokolwiek pretensje, to chyba tylko do Patryka. Ja po prostu stanąłem na wysokości zdania. Naprawdę musiałem się mocno postarać i wygimnastykować, aby na utrzymać się na tym motocyklu, bo uderzenie było dosyć mocne i to w pół motoru. Myślę, że Maciek już zamknął gaz, bo uważał, że bieg będzie przerwany. Ja też nie ukrywam, że zacząłem spoglądać na czerwone światła, bo sytuacja była naprawdę dwuznaczna, ale tak jak mówię – nie mam pretensji do Patryka, bo za chwilę w lidze może podobnie. Myślę, że on wtedy też zachowałby się w ten sam sposób – dodał.
Spore opady deszczu, które nawiedziły Gorzów Wielkopolski na około godzinę przed zawodami nie przeszkodziły na szczęście w ich rozegraniu. Dodatkowo trudny gorzowski tor został przygotowany odpowiednio i nie mieliśmy w tym turnieju groźniejszych sytuacji. – Było kilka kolein, zwłaszcza przy krawężniku. Nie mogliśmy jednak oczekiwać „złotego stolika” po takich opadach. Naprawdę Gorzów zaczyna już słynąć z tego, że kiedy przed zawodami popada, to organizatorzy potrafią przygotować tor pod widowisko, a nie tylko tak, aby to się po prostu odbyło. Fajnie, że odjechaliśmy te zawody, kibice byli zadowoleni.
Stadion im. Edwarda Jancarza pożegnał się z cyklem Speedway Grand Prix po ośmiu latach organizacji turniejów. Niemal komplet publiczności mógł oglądać dobry występ Woźniaka. Z miłą chęcią powróciłby on zatem w przyszłości do tak zacnego grona, z jakim przyszło mu ostatnio rywalizować. – Zdecydowanie w Grand Prix mi się podoba i naprawdę w tym turnieju towarzyszyły mi fantastyczne emocje. To było coś wspaniałego móc „skrzyżować rękawice” z tak świetnymi zawodnikami, jeszcze z nimi porywalizować i zdobyć kilka punktów. Była to naprawdę super sprawa. Czuję, że coś się we mnie delikatnie zmienia. Myślę, że jakoś powoli zaczynam dojrzewać, jako sportowiec i żużlowiec. Kilka lat temu, kiedy byłem rezerwowym, jako junior w Bydgoszczy na Grand Prix, to stresowałem się kilkukrotnie bardziej, niż w Gorzowie. Tym razem udało mi się do tego wszystkiego podejść na totalnym luzie, bez jakiegokolwiek stresu. Jestem naprawdę sam dumny z siebie i z tego, co towarzyszyło mi w tych zawodach w głowie. Fajnie, że potrafiłem tak do nich podejść. Z tego, jak się zachowała moja głowa, jestem akurat bardzo dumny i myślę, że jest to dobry prognostyk na przyszłość. Zdecydowanie spodobało mi się w Grand Prix i teraz jeszcze bardziej będę chciał tam jak najczęściej się pojawiać – zapewnił.
Występ wychowanka bydgoskiej Polonii był najlepszym wśród tegorocznych uczestników z jednodniowym zaproszeniem. Dużego zdziwienia być nie powinno, bowiem w tym sezonie osiągał on już bardzo dobre wyniki na torze w Gorzowie Wielkopolskim, a przed rokiem triumfował tam w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski, jeszcze w barwach zespołu z Wrocławia. Szkoda tylko, że osiem punktów, które często wystarcza do występu w półfinale, tym razem okazało się nieco za małą zdobyczą. – Jeździliśmy w Gorzowie, zatem nie mogło być inaczej. Ten pierwszy wygrany wyścig to dla mnie akurat nie było żadne zaskoczenie, bo tego po prostu od siebie oczekiwałem i wiedziałem, że jeśli miałem upatrywać swojej szansy, to trzeba było mocno uderzyć od początku. Starałem się to zrobić. Wyszło, jak wyszło. Na pewno nie pozostawiłem po sobie wstydu. Wszyscy mi gratulowali, bo był to najlepszy występ „dzikiej karty” w tym roku. Jakiś delikatny niedosyt wprawdzie pozostał. Wyciągam z tych zawodów trochę pozytywów, a na pewno również nieco nauki – zakończył, dziesiąty zawodnik SGP Polski w Gorzowie, Szymon Woźniak.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!