Niedzielne spotkanie Ivestonu PSŻ Poznań ze Stalą Rzeszów było w stolicy Wielkopolski reklamowane jako możliwość zobaczenia na żywo Grega Hancocka. Ostatecznie Amerykanin nie wyjechał na tor z powodu błędnie wypełnionej książeczki zdrowia. Rzeszowianie przyznają, że to ich błąd, ale jednocześnie uważają, iż przy dobrej woli poznaniaków „Grin” mógł wystąpić w tym meczu. Natomiast działacze PSŻ twierdzą, że wewnętrzne sprawy innych klubów ich nie interesują.
Nie da się ukryć, że wielu spośród ponad 5 tysięcy kibiców zgromadzonych na Golęcinie przyszło na stadion głównie po to, żeby zobaczyć na żywo czterokrotnego mistrza świata. Rzeszowianie uważają, że działacze PSŻ mogli im pomóc, i powołują się właśnie na ten argument. – Dziękuję rywalom za ciekawą walkę na torze, ale to, co się wydarzyło wokół meczu, to zupełnie inny temat. Lekarz zamiast 2018 roku wpisał po prostu 2017, a sędzia postanowił, że tego nie przepuści. Poznaniacy mogli chociaż spróbować nam pomóc, ale wyczuli szansę na zwycięstwo w sytuacji, kiedy zostaliśmy pozbawieni lidera. Okazało się, że są trochę innymi ludźmi, niż wydawało mi się, że są. Mogli wykazać dobrą chęć i skontaktować nas z jakimś lekarzem. Ja zaprosiłem nawet jednego na stadion, ale działacze PSŻ nie chcieli go wpuścić – mówił na konferencji prasowej trener Stali Rzeszów, Mirosław Kowalik.
Jednocześnie przedstawiciele gości przyznali, że sami nie są bez winy w tej sytuacji. –To oczywiście jest też nasz błąd. Ktoś tego nie dopilnował, nie sprawdził pewnych rzeczy, i poniesie za to konsekwencje. Ale w duchu fair-play można było nam po ludzku pomóc – dodał Kowalik.
Poznaniacy uważają, że nie są stroną w tej sprawie, ponieważ wewnętrzne problemy Stali Rzeszów w żaden sposób nie dotyczą innych klubów. Trener Tomasz Bajerski w ogóle nie chciał rozmawiać na ten temat, twierdząc, że on zajmuje się tylko przygotowaniem do startu swojej drużyny. Na lakoniczną wypowiedź zgodził się natomiast prezes PSŻ, Arkadiusz Ładziński. – Dwóch działaczy przed meczem pytało się, czy mogę załatwić żółtą książeczkę bez hologramu dla Grega Hancocka. Jeżeli to jest fair-play, to nie mamy o czym rozmawiać. Dwóch działaczy, i to z samej góry! – podkreślił prezes Skorpionów.
Już w niedzielę wieczorem w mediach społecznościowych poznaniacy jeszcze raz zaznaczyli, że temat problemów Grega Hancocka nie bardzo ich interesuje. Ponieważ jednak poczuli się wywołani do tablicy, opublikowali w internecie dwa zdjęcia, z których wynika, że działacze z Rzeszowa faktycznie załatwili skądś drugą książeczkę zdrowia dla amerykańskiego żużlowca i próbowali wręczyć ją sędziemu. Grzegorz Sokołowski nie przyjął jej, tłumacząc, że ma już dokumenty od Grega Hancocka i nie chce drugiego kompletu. W Stali nie uważają swojego zachowania za karygodne. – Za taką książeczkę bez hologramu z ważnym badaniem można zapłacić 500 złotych kary, ale zawodnik przynajmniej pojedzie w meczu. Nie ma w tym nic niezgodnego z duchem sportu. Poznańscy fani przynajmniej zobaczyliby Grega w akcji. Działacze PSŻ olali swoich kibiców, bo oni przecież przyszli tu dla Hancocka – mówił Mirosław Kowalik.
Zarówno Greg Hancock ze swoim teamem, jak i Ireneusz Nawrocki wyjechali z Golęcina stosunkowo wcześnie i nie można było porozmawiać z nimi po konferencji prasowej. Rzeszowski klub opublikował natomiast oświadczenie, którego fragment (pisownia oryginalna) przedstawiamy. – Na początek już w Poznaniu 40 minut przed zawodami, sędzia zdecydował nie dopuścić do jazdy Grega Hancocka z powodu omyłkowo wpisanego roku 2017 w książeczce zdrowia zawodnika, jest to tzw. "czeski błąd". Niestety ów sędzia dopingowany przez miejscowych działaczy pozostał głuchy na nasze argumenty. Udało nam się ściągnąć jeszcze przed startem lekarza sportowego, ale nie został wpuszczony. Oczywiście pomimo skandalicznego według nas i wielu własnych Kibiców zachowania prezesa drużyny poznańskiej, który publicznie okazywał radość po ogłoszeniu przez spikera faktu niedopuszczenia Hancocka, zdajemy sobie doskonale sprawę, że wina leży po naszej stronie i obiecujemy, że jeszcze w tym tygodniu zostaną podjęte kroki w celu ustalenia winnych i ich bezwzględnego ukarania (…). Pragniemy poinformować, że wszystkie sprawy związane z klubem i drużyną są załatwiane na bieżąco i wychodząc naprzeciw sugestiom Kibiców staramy się cały czas poprawiać standardy organizacji zawodów jak i zarządzania klubem – można przeczytać na stronie internetowej rzeszowskiej ekipy.
Tymczasem poznański klub podkreślił, że nie zamierza wydawać oficjalnych oświadczeń w tym temacie, ponieważ nie czuje się stroną konfliktu. Istotnie to do rzeszowian należy obowiązek przypilnowania własnych zawodników, aby na zawody przyjeżdżali z poprawnie wypełnioną dokumentacją. Jeżeli znajdują się tam błędy, to przeciwnicy nie mają żadnego powodu, aby przymknąć na nie oko. Ponadto w tej sprawie jest jeszcze jeden wątek. Pytanie brzmi, czy TŻ Ostrovia jest w stanie sprawdzić, jak wyglądała książeczka zdrowia Grega Hancocka podczas pierwszego meczu w Rzeszowie. Jeżeli ostrowianom udałoby się skutecznie odwołać, to wynik 52:38 mógłby zostać zweryfikowany na 39:38, co znacząco zwiększyłoby ich szanse na punkt bonusowy po rewanżowym spotkaniu.
Źródło: inf. własna + stal.rzeszow.pl
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!