Mateusz Borowicz do drugoligowego PSŻ-u Poznań przechodził po straconym sezonie w barwach macierzystego Włókniarza. Jazda z „Lwem” na kombinezonie miała być przełomem w karierze, lecz zdecydowanie zapisała się niekorzystnie na korzyść „Borówy”. Wśród „Skorpionów” widzieli go z kolei jako lidera zespołu.
Był to dobry krok dla kariery Mateusza Borowicza, bowiem gdyby nie mała „zadyszka” w środku sezonu, byłby jednym z czołowych zawodników 2. Ligi Żużlowej. O ile w sparingach nie szło po jego myśli, później był krajowym liderem i trzecią siłą teamu Tomasza Bajerskiego zaraz za dwójką obcokrajowców – Frederikiem Jakobsenem (1,985) i Władimirem Borodulinem (1,903). Żużlowiec mający na swoim koncie tytuł brązowego medalisty Drużynowych Mistrzostw Polski sezon zakończył ostatecznie na dwudziestym drugim miejscu ligowych statystyk. Złożyło się na to 125 punktów i 6 bonusów, co przy liczbie 73 biegów dało mu średnią biegopunktową 1,795.
– Pomyłki są wpisane w początek sezonu. To czas na testowanie sprzętu, dobieranie ustawień, a co za tym idzie, raz lepszych raz gorszych wyników. Później jak sam zauważyłeś, wyniki poszły w górę, bowiem motocykle jechały tak jak powinny w lidze się sprawować (Mateusz w trzech pierwszych meczach zdobył 38 punktów z bonusem). Później te wyniki poszły mocno w dół, maj i czerwiec to trzeba zapomnieć. Szukaliśmy czegoś w sprzęcie, ale może i problem leżał też we mnie, że nie jechałem. Za dużo kombinowania, ale w końcu z Jordanem (Jurczyńskim – dop. aut.) doszliśmy do „tego czegoś” i znów wskoczyłem na prawidłowy pułap punktowy, z którego mogłem być zadowolony. Cały sezon oceniam tak na 4 z minusem. O ile początek sezonu i ta druga część była udana, ale ten środek, gdzieś mi "uciekł" – mówi Borowicz w rozmowie z portalem speedwaynews.pl.
Borowicz jest kolejnym żużlowcem PSŻ Poznań, który praktycznie poza spotkaniami ligowymi i sparingowymi nie startował w żadnych innych zawodach. Wziął udział tylko w ćwierćfinale Indywidualnych Mistrzostw Polski, lecz w Poznaniu odpadł z dorobkiem ledwie trzech „oczek”. Czym to było spowodowane i czy ulegnie zmianom? – Skupiałem się na startach w lidze, bowiem do Poznania przychodziłem po straconym sezonie w Częstochowie. Chciałem w stu procentach punktować dla PSŻ-u, choć wiadomo, że szukałem też jazdy czy to w turniejach towarzyskich czy jakiegoś kontraktu za granicą. Nie było zaproszeń, nie było ofert, więc nie mogłem nic zrobić. A czy się zmieni, nie mam pojęcia. Ogólnie ten sezon może być dla mnie nieco „szalony”. Jak będą wyniki, a zakładam punktować na wysokim poziomie, to oferty same zaczną napływać – dodaje nasz rozmówca.
24-latek w zimie oprócz przygotowań sprzętowych i fizycznych do nowego sezonu, podjął się także pracy. Czasu wobec tego ma zdecydowanie mniej niż choćby jego koledzy, lecz nie zamierza odpuszczać. Udał się z drużyną także na obóz. – Tak, pracuję w firmie ojca i tego wolnego czasu jest niewiele, ale gdy już się uda znaleźć kilka minut to staram się je przeznaczyć na aktywność fizyczną, by nieco potrenować. Specjalnie rozpocząłem też treningi wcześniej, by mieć nieco więcej tego planu, bowiem czasu będę miał nieco mniej, ale będę gotów należycie – kończy zawodnik.
źródło: własne
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!