Niepoważna analiza to nasz nowy cykl artykułów, który należy traktować z przymrużeniem oka. Chcemy w nim podkreślić, że żużel dla kibiców to wyłącznie rozrywka i warto spojrzeć nieraz na naszą ukochaną dyscyplinę z dystansem. Artykuły będą pojawiać się w każdą sobotę aż do końca lutego. W pierwszym z nich na tapet bierzemy Bartosza Zmarzlika i jego formę w cyklu Speedway Grand Prix.
Czy można przełamać monopol, który samemu się stworzyło? Bartosz Zmarzlik w 2024 roku po raz kolejny pokazał, że żużlowy tron ma tylko jednego prawowitego właściciela. Trzeci z rzędu tytuł mistrza świata, a piąty w karierze to wynik, który stawia go w panteonie największych w historii tego sportu. Dominacja Polaka trwa w najlepsze, ale czy to oznacza, że świat żużla stał się przewidywalny? A może Zmarzlik to nie „król”, lecz „cesarz”, którego rywale mogą jedynie podziwiać z bezpiecznej odległości?
Ciąg dalszy żużlowej hegemonii
Sezon 2024 rozpoczął się jak typowy film Marvela – wszyscy wiedzieli, kto wygra, ale i tak czekali na epickie zwroty akcji. Rywale robili co mogli, ale Zmarzlik był jak Iron Man – zawsze miał „plan B”, gdy coś nie szło po jego myśli. Nawet gdy Jack Holder próbował zagrać rolę Thora (czyli młotem na rywali), a Fredrik Lindgren bawił się w Kapitana Amerykę, Bartosz znowu okazał się największym bohaterem na torze. Nawet kiedy zdarzały mu się słabsze występy, jak w Cardiff, szybko wracał na szczyt – jakby każdy upadek był tylko pretekstem do efektownego powrotu.
Jego dominacja to coś więcej niż wynik na torze – to także psychologiczna przewaga nad rywalami. Każdy zawodnik, stając obok Bartosza na starcie, kiedy ten ma dopasowany sprzęt, wie, że musi pojechać swój wyścig życia, żeby mieć choć cień szansy na zwycięstwo. To jakby próbować wygrać wyścig z gepardem – teoretycznie możliwe, ale tylko jeśli gepard zgubi się po drodze.
Rosjanie – powrót, który (na razie) nie nastąpi
Wielu kibiców zastanawiało się, co by było, gdyby do cyklu Grand Prix wrócili Rosjanie – Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta. Czy ich obecność mogłaby zagrozić dominacji Zmarzlika? To pytanie pozostaje w sferze czystych rozważań, bo póki co, Rosjanie są „za bandą” światowego żużla.
Jednak gdyby wrócili, mogliby wprowadzić sporo zamieszania. Sajfutdinow to żużlowy baletmistrz – jego jazda jest płynna jak walc wiedeński. Łaguta? To torowy berserk, który w pełnym gazie nie odpuszcza nikomu. Ale czy ich talent i umiejętności wystarczyłby, by pokonać Zmarzlika na przestrzeni całego sezonu? Łagucie udało się to raz, ale czy powtórzyłby ten sukces? Z pewnością byłoby trudno. Bartosz jest jak czarny pas w żużlowym karate – opanował wszystkie techniki i zawsze wie, jak uderzyć w odpowiednim momencie.
Monopol na emocje
Zmarzlik zdominował światowy żużel do tego stopnia, że jego wygrane zaczęły być odbierane jako coś naturalnego – jak to, że w Anglii pada deszcz. Jednak warto zadać pytanie: czy jego dominacja jest zdrowa dla żużla? Z jednej strony regularność, precyzja podejście najbardziej profesjonalne z możliwych mogą być inspiracją dla młodszych pokoleń. Z drugiej strony – dla rywali każdy sezon zaczyna się od stwierdzenia: „gramy o drugie miejsce”.
Ale żużel to sport, w którym nigdy nie brakuje emocji, nawet jeśli główny bohater jest z góry znany. Finał każdego wyścigu to nadal pojedynek zderzający dopasowanie motocykla do toru, siłę, taktykę i odwagę. Nawet jeśli Bartosz wydaje się być żużlowym powerbankiem, to przecież zawsze znajdzie się ktoś, kto spróbuje wyciągnąć wtyczkę z ładowarki. Póki co jednak żaden z rywali nie znalazł odpowiedniego kabla.
Czy ktoś w końcu powie „sprawdzam”?
Z każdym kolejnym sezonem wydaje się, że Bartosz Zmarzlik gra na poziomie, którego inni nie mogą dosięgnąć. Ale historia sportu uczy nas, że każda era ma swój koniec. W kolejce do tronu czekają młodsze pokolenia – Mateusz Cierniak czy Jan Kvech już teraz pokazują, że drzemie w nich ogromny potencjał. Pytanie tylko, czy wystarczy go na detronizację żużlowego imperatora za kilka lat? A może potrzebny jest ktoś zupełnie nowy, kto „wjedzie na pełnej” i zmieni układ sił w żużlowym świecie?
Rywalizacja w sporcie jest jak taniec – zawsze potrzeba partnera, który dorówna krokom lidera. Na razie jednak Zmarzlik tańczy solo, a reszta stawki ogląda jego występ z bezpiecznej odległości. Być może to właśnie nowe pokolenie w końcu przerwie jego monopol, ale póki co, Bartosz jest jak baletmistrz – każdy ruch wykonuje z taką precyzją, że konkurencja może tylko bić brawo.
Poradnik dla rywali – jak zatrzymać Zmarzlika?
1. Zatrudnijcie kreatywnych inżynierów. Skoro Tesla potrafi stworzyć samochód, który sam się prowadzi, może ktoś w końcu zaprojektuje motocykl, który sam wygrywa wyścigi?
2. Zorganizujcie sabotaż toru. Rozsypanie piasku kinetycznego na starcie to tylko pomysł – nie zachęcamy!
3. Przekonajcie go do zmiany dyscypliny. Zmarzlik na rowerze szosowym w Tour de France? To brzmi jak plan, który może zatrzymać jego zwycięską passę w żużlu!
4. Postawcie na psychologię. Przyklejcie do jego motocykla naklejkę z napisem „Lubię Leona Madsena” – może to go rozkojarzy?
Bartosz Zmarzlik wciąż jest królem żużla, a 2024 rok tylko utwierdził go na tronie. Dominacja? Tak. Przewidywalność? Być może. Ale czy ktokolwiek naprawdę chciałby oglądać cykl Grand Prix bez jego magii na torze? Póki co – koronę zostawiamy na głowie mistrza.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!