Bardzo nieciekawe wieści płyną od Václava Milika. Czech, który zakończył już niestety sezon, przeżywa ostatnio trudne chwile. Na domiar złego, polscy lekarze popełnili fatalny błąd.
Wilki Krosno na ćwierćfinale fazy play-off zakończyły starty w tym sezonie rozgrywek 2. Ekstraligi. Niestety dwumecz zupełnie nie potoczył się po ich myśli, a to za sprawą kontuzji dwóch filarów tego zespołu. Przypomnijmy, że podczas pierwszego starcia na Podkarpaciu Václav Milik brał udział w brzydkim wypadku z Bardym Kurtzem i Jonasem Seifertem-Salkiem. Australijczyk z Duńczykiem wjechali w dmuchaną bandę, a ominąć ich nie dał rady Czech, wjeżdżając w leżące motocykle. Niestety na tor wyjechała karetka, w której kapitan „Watahy” opuścił stadion. Lekarze stwierdzili na domiar złego złamanie kości przedramienia z odłamami.
Jakby tego było mało Jonas Seifert-Salk podczas meczu ligi duńskiej uszkodził poważnie kręgosłup i on również zakończył starty w tym roku, przez co do rewanżu w Rybniku Wilki przystępowały w podwójnym osłabieniu. Choć podopieczni Ireneusza Kwiecińskiego dzielnie stawali opór ROW-owi to ostatecznie przegrali rewanżowe starcie 51-39.
Od tego dwumeczu minęło już trochę czasu, ale wieści, jakie przekazał w czwartkowy poranek czeskim mediom Václav Milik dosłownie zwalają z nóg. Jak się okazuje, polscy lekarze popełnili błąd, który mógł mieć dramatyczne konsekwencje. Medycy oczywiście poprawnie przeprowadzili operację złamanej ręki, jednakże mieli nie zbadać dokładnie zawodnika. Czech kilka dni po powrocie do kraju trafił ponownie do szpitala przez bardzo złe samopoczucie, a tamtejsi lekarze wykazali co dokładnie się stało.
To niewyobrażalne…
Jak przekazał portalowi nemcaslav.cz, oprócz kontuzjowanej ręki doszło jeszcze do… pęknięcia śledziony! Konieczna była kolejna operacja, która polegała na usunięciu tego narządu. Przez to mówiąc dość kulturalnie niedopatrzenie, sytuacja zawodnika mogła być dużo gorsza i nie wiadomo jakby to wszystko się skończyło, gdyby nie interwencja doktorów u naszych północnych sąsiadów.
– Po powrocie do domu starałem się poruszać, aby nie stracić sprawności. Moim celem był powrót na motocykl jeszcze w tym sezonie. Dlatego już wcześniej umówiłem się na rehabilitację w Pradze i wydawało się, że wszystko pójdzie dobrze. Ale potem pojechałem odwiedzić rodziców w Bernardovie, gdzie zachorowałem i zostałem znowu przewieziony do szpitala. Miałem szczęście, że miałem wokół siebie ludzi, którzy od razu mi pomogą. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale tutaj doskonale się mną zaopiekowali. Pan Cervinka, główny chirurg, po badaniach stwierdził, że pękła mi śledziona, a następnie kontrolował jej stan i czy konieczna będzie operacja, co niestety się potwierdziło. Dziękuję im za to, że wszystko skończyło się tak dobrze – mówi czeskim mediom ośmiokrotny mistrz kraju.
Nie pozostaje nam nic innego jak życzyć Václavowi Milikowi szybkiego powrotu do zdrowia.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!