W minionym tygodniu miałem okazję być na zawodach w Eskilstunie, Gislaved oraz Mariestad. Żużel widziany z całkowicie innej perspektywy. Nikt się nie przejmuje, nie spieszy, nie próbuje dorównać. Świetny klimat, aby spędzić czas w spokojnym tempie. Czy to jednak droga do sukcesu?
Jeśli chcielibyście się dostać do Szwecji na zawody żużlowe to są dwie opcje. Jedna to prom. Istnieje możliwość przeprawienia się z Gdańska, Gdyni lub Świnoujścia. Druga możliwość to lot samolotem. Najpopularniejszym kierunkiem i najlepszym komunikacyjnie będzie wybranie lotniska w Sztokholmie, do którego dolecimy zarówno z Gdańska jak i Warszawy, Krakowa, Poznania czy Wrocławia. Następnie mamy możliwość wybrania pociągów, które są dość drogie. Może być także problem w dostaniu się pod same stadiony, które w większości położone są na uboczu miast i miasteczek. Alternatywą jest wypożyczenie samochodu, co w przypadku podróżowania w kilka osób może być świetną opcją.
Wypożyczalnie znajdują się tuż przy lotnisku, a ceny nie są wygórowane. Ponadto nawet jeśli wybierzemy najtańszą opcję,z teoretycznie najgorszym samochodem, to jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że na miejscu czekać na nas będzie samochód nowszy, większy z dużo lepszym wyposażeniem niż pierwotnie zamawialiśmy. Jeśli chodzi o bilety na zawody to w większości przypadków będziecie mogli kupić je przed stadionem, z tym nie powinno być najmniejszego problemu. Warto jednak mieć ze sobą kartę, ponieważ w Szwecji jest to główna metoda płatności. Jeśli chodzi o rozgrywki Bauhaus-Ligan to także możecie je nabyć przez Internet.
Przemysłowe Miasto – Eskilstuna
Zwiedzanie Szwecji rozpocząłem od stolicy – Sztokholmu. Miasto zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie ze względu na spójną architekturę ciągnącą się nie tylko przez ścisłe centrum, ale wiele dzielnic. Mnóstwo odnowionych i zadbanych kamienic, połączenie nowoczesności ze średniowiecznym stylem oraz sporą ilością zieleni może zrobić na zwiedzających ogromne wrażenie. Przechodząc jednak do spraw bardziej powiązanych z żużlem. Pierwszym przystankiem była Eskilstuna. Miasto położone około 110 kilometrów na zachód od Sztokholmu. Liczy około 70 tysięcy mieszkańców i głównie mieści zakłady przemysłowe. Eskilstuna Motorstadion położony jest na północny wschód od centrum miasta. Prowadzi do niego ulica śp. Tommy’ego Janssona, czyli miejscowego zawodnika, który w 1974 roku został Indywidualnym Mistrzem Szwecji, a rok później we Wrocławiu sięgnął wraz z Andersem Michankiem po Mistrzostwo Świata Par. Niestety w 1976 roku tragicznie zginął podczas zawodów w Sztokholmie mając zaledwie niespełna 24 lata.
Stadion w Eskilstunie gościł trzykrotnie rundy cyklu Grand Prix. Było to w latach 2005-2007. Faktycznie można stwierdzić, że ten obiekt jest jednym z największą liczbą miejsc siedzących i przypominającym polskie obiekty. Trybuny na prostej startowej i przeciwległej prostej są zadaszone, a ponadto na pierwszym łuku znajduje się trybuna stworzona z metalowej konstrukcji i drewnianych ławek, zdecydowanie nadszarpnięte zębem czasu. Dla kibiców, którzy chcą przyjść ze swoim kocem lub krzesełkami także jest miejsce. Znajduje się one na drugim łuku. „Kowale” to ekipa, która sześciokrotnie sięgała po złoto Drużynowych Mistrzostw Szwecji, a ostatni raz dokonała tego niedawno bo w 2022 roku. Na trybunach da się wyczuć zaangażowanie widzów. Żywiołowe brawa, krzyki i głośne trąbki – niczym 20 lat temu w Polsce – po wygranych wyścigach dodają uroku sportowemu wydarzeniu.
Eskilstuna – ośrodek najbardziej zbliżony do polskich
Jeśli chodzi o zawodników to tutaj praktycznie niczym nie odbiegają od Polski. Gwiazdy pokroju Bartosza Zmarzlika, Macieja Janowskiego, Artioma Łaguty czy Roberta Lamberta to codzienność na szwedzkich torach, więc kibice nie mają prawa narzekać na poziom sportowy. Dostępność do żużlowców jest jednak zgoła inna niż w naszej rodzimej lidze. Praktycznie każdy przed, po dziesiątym wyścigu i po zawodach może wejść do parkingu, porozmawiać z zawodnikami i zrobić sobie z nimi zdjęcie. Kultura panująca na obiektach żużlowych w Szwecji pozwala na takie przywileje, ponieważ bardzo trudno o zachowania związane z przemocą fizyczną czy psychiczną w stosunku do zawodników.
Jaskinia Lwa – Gislaved
Następnego dnia udałem się do Gislaved. To miejscowość w regionie administracyjnym Jönköping, która liczy około 10 tysięcy mieszkańców. Tam odbywały się finały Indywidualnych Mistrzostw Szwecji w klasie 85-190cc oraz Indywidualne Mistrzostwa Szwecji Juniorów. Mimo, że obiekt należy do ekipy Lejonen, która startuje na co dzień w Bauhaus-Ligan to infrastrukturalnie zdecydowanie odbiega od stadionu w Eskilstunie. Miejsca siedzące znajdują się jedynie przed i za startem w mocno ograniczonej liczbie. Trochę większa jest trybuna na przeciwległej prostej, z której kibice mają dobry widok na park maszyn jeśli obrócą się w prawo. OnePartnerGroup Arena – bo taką nazwę nosi domowy obiekt Lejonen posiada naprawdę mizerne oświetlenie. Kiedy zawody juniorów wchodziły w decydującą fazę było już ciemno i oświetlenie kompletnie się nie sprawdzało. Siedząc na przeciwległej prostej bardzo słabo było widać dojazd do pierwszego łuku, co często jest kluczowe w końcowych rozstrzygnięciach. Obiekt bardzo klimatyczny i kojarzący się raczej z Krajową Ligą Żużlową. Tym bardziej może dziwić, że zawodnikami miejscowej drużyny są choćby Bartosz Zmarzlik, Dominik Kubera czy Jarosław Hampel.
Jeśli chodzi o Lejonen to klub założony został w 1929 roku, co czyni go jednym z najstarszych w tym kraju. Są dwukrotnymi Drużynowymi Mistrzami Szwecji z 2008 i 2009 roku, kiedy to mieli swój najlepszy okres w historii. Ostatni medal wywalczyli w 2020 i był to brązowy krążek. Mimo niezbyt rozwiniętej infrastruktury klub może się pochwalić frekwencją około 2 tysięcy widzów na mecz. Z pewnością ta mogłaby być jeszcze wyższa, gdyby klub postawił na rozwój obiektu oraz dużo większą promocję meczów, ale do tego jeszcze przejdziemy.
Przyszłość szwedzkiego żużla
Wracając do finałów, wśród najmłodszych triumfował Adrian Axelsson z Masarny Avesta, a wśród żużlowców do 21 r.ż. nie miał sobie równych Philip Hellström-Bängs. Nowy zawodnik Polonii Bydgoszcz to zdecydowanie jedna z największych nadziei szwedzkiego żużla. Dla Philipa to jednak ostatni rok w gronie juniorów. Co dalej? W Szwecji jest kilku utalentowanych młodych zawodników. Zdecydowanie pozytywne wrażenie wywarł Sammy Van Dyck. Niespełna 20-latek świetnie balansuje na motocyklu, a biorąc pod uwagę niski wzrost i jeszcze niższą wagę to jeżeli popracuje jeszcze nad techniką może być ciekawym wzmocnieniem drużyn na pozycji U24 w przyszłości. Pozytywne wrażenie na mnie wywarł również Erik Persson, który świetnie startował i mądrze starał się blokować ataki dużo szybszych zawodników. 20-latek także może trafić do U24 Ekstraligi i otrzymać swoją szansę na polskich torach.
Prawdziwą perełką i nadzieją Szwedów jest Rasmus Karlsson. Kibice z Polski mogli już usłyszeć o zawodniku, ponieważ w 2023 roku wygrał Speedway Grand Prix 3. Tegoroczny sezon jest jego pierwszym na klasycznym motocyklu i na przestrzeni kilku miesięcy zrobił już spory progres. Ma zaledwie 16-lat, a już zdobył swój pierwszy komplet w Allsvenskan League. W finale Indywidualnych Mistrzostw Szwecji Juniorów uplasował się na siódmej lokacie. Triumfował jednak aż w trzech gonitwach i finalnie przy swoim nazwisku zapisał 10 „oczek”. Rasmus ma już kontrakt w polskiej lidze – Stali Gorzów, ale termin U24 Ekstraligi pokrywa mu się ze startami w Bauhaus-Ligan. Karlsson świetnie prezentuje się na motocyklu, wygina się i skutecznie szuka optymalnych ścieżek. Na tle swoich rówieśników wygląda obłędnie i w przyszłości może być to jeden z największych beneficjentów przepisu o zagranicznym juniorze. Warto zapamiętać tego zawodnika.
Walka o lepsze jutro – Mariestad
Ostatni przystanek to wizyta na meczu w ramach Allsvenskan League, czyli drugiego poziomu rozgrywkowego w Szwecji. Mariestad liczy około 16,5 tysiąca mieszkańców i jest położone w północno-wschodniej części Västra Götalandu. Jest to urokliwe miejsce, w którym można spotkać mnóstwo kamperów i łódek, ale także typową gotycką katedrę. Mariestad jest znane również z ichniejszych, tradycyjnych lodów, które pomimo swojej popularności tworzone są tylko w tym miejscu. Przechodząc jednak do spraw sportowych. Tamtejszy klub nosi nazwę Örnarna, a ich przydomek to „Orły”. Stadion mieści się tuż przy drodze E20, niczym obiekt w Rawiczu położony obok torów kolejowych. Klub został założony w 1949 roku i czterokrotnie był Drużynowym Mistrzem Szwecji. Swoje największe triumfy święcił w latach 90-tych. Potem przyszły jednak trudniejsze czasy, ale kilka lat temu udało się wskrzesić ligowe ściganie w Mariestad. Tegoroczny sezon jest trzecim z rzędu w Allsevnskan League. Na ich zawody regularnie przychodzi 500-600 osób, co dla klubu przy aktualnej działalności jest zadowalającym wynikiem, który pozwala zaspokajać najważniejsze potrzeby, aby klub mógł funkcjonować.
Obiekt jest oczywiście kameralny i bardzo mocno kojarzący się ze stereotypowym obrazem szwedzkiego stadionu. Na prostej startowej znajdują się niewielkie drewniane trybuny. Na przeciwległej prostej umiejscowiona jest „trybuna VIP”. W budynku można pozwiedzać ważne dla klubu proporczyki, kevlary czy inne artefakty oraz zjeść posiłek. Na drugim łuku oraz pod budynkiem dla kibiców pozostaje otwarta przestrzeń, którą mogą zagospodarować w jaki sposób chcą. Co ciekawe, jest nawet możliwość wjechania na obiekt… autem i z jego wnętrza podziwiać zawody żużlowe.
Raj dla koneserów żużla
Miałem „szczęście”, że pojedynek miejscowej Örnarny z Solkatterną Karlstad był opóźniony i mogłem podziwiać staranne przygotowywanie nawierzchni przez miejscowych specjalistów. Pomimo sporych kolein na pierwszym łuku organizatorzy nie poddali się i doprowadzili tor do stanu używalności. Zdecydowanie sprzęt, którym dysponują Szwedzi to coś, czym mogą pochwalić się przed środowiskiem żużlowym na całym świecie. Z pewnością jest to pozytywny sygnał, że takie ośrodki jak w Mariestad czy Karlstad zdołały powrócić do ligowego ścigania i zrzeszają osoby, którym zależy na kontynuować tradycji sportu żużlowego. Być może w przyszłości dokona tego także Vikingarna Örebro, czyli klub z rodzinnego miasta Fredrika Lindgrena. Aktualnie „Wikingowie” jeżdżą na trzecim poziomie rozgrywkowym w Szwecji – Division 1, który jednak w odróżnieniu od Allsvenskan skupia raczej młodych zawodników i pasjonatów.
Szwedzi stawiają na młodzież?
Co warte podkreślenia, niemal przy każdym torze lub w jego środku znajduje się minitor dla najmłodszych. Przypominają one w dużym stopniu polskie obiekty. Podstawą każdego ośrodka żużlowego w Szwecji jest dbanie o adeptów i umożliwienie im spróbowania swoich sił w tej dyscyplinie. Po drugiej stronie Bałtyku jest również rozwinięty system zawodów w klasie 250cc oraz klasycznym miniżużlu. Z pewnością ostatnie lata dla Szwedów były raczej słabe na arenie międzynarodowej. Aktualnie brzemię sukcesów kraju Trzech Koron ciągnie Fredrik Lindgren. Zarówno Oliver Berntzon, jak i Kim Nilsson nie zwojowali cyklu Grand Prix, ale dobrze, że w nim się pojawili. Swoją rękę do rozwoju szwedzkiej młodzieży dokłada także Piotr Żyto, który pracuje w Rospiggarnie Hallstavik.
Przed Szwedami sporo pracy, aby wyszkolić następców Tony’ego Rickardsona czy Fredrika Lindgrena, ale trzeba przyznać, że w ostatnich latach „coś się ruszyło”. W tegorocznym finale SGP 3 na torze w Gorzowie Wielkopolskim wystartowało dwóch Szwedów. Leo Klasson zajął dziesiątą lokatę, natomiast Casper Appelgren był piętnasty. Przed rokiem jednak to Rasmus Karlsson triumfował w zawodach o Indywidualne Mistrzostwo Świata na żużlu w klasie 250cc.
Powstał także nowy projekt – Swedish Speedway Academy. Został zapoczątkowany przez byłego żużlowca, którego kibice w Polsce na pewno pamiętają. Mowa tutaj o Linusie Sundströmie – złotym medaliście Drużynowych Mistrzostw Polski ze Stalą Gorzów. W projekt zaangażowany jest także ambasador cyklu Speedway Grand Prix, wspomniany wcześniej Tony Rickardsson. Co ciekawe, 30 minut po zawodach odbywają się ćwiczenia psychologiczne dla zawodników, które również są punktowane. Zwycięzca dostaje dodatkowe 10 punktów do klasyfikacji generalnej, drugi zawodnik dziewięć, trzeci osiem itd.
Jaka gięta, my wolimy burgery!
W Polsce dominującym daniem gastronomicznym na stadionach jest kiełbasa z grilla. Co ciekawe w Szwecji jest inaczej. Oczywiście można też nabyć popularną „giętą”, ale w przeważającej większości kibice wybierają burgery. Są one podawane jednak w inny sposób. Klient otrzymuje bułkę, mięso i dodatki, ale bez sosów. Te… wiszą obok stolików, przy których można usiąść i zjeść posiłek. Każdy może podejść i sam nalać sobie tyle sosu, na ile ma ochotę. Do wyboru najczęściej są trzy smaki. Ketchup, musztarda oraz sos czosnkowy. Mimo, że są dość drogie i niezbyt bogate to cieszą się na tamtejszych stadionach ogromną popularnością. Oczywiście można też wnosić swoje przekąski oraz napoje.
KMWTW
Rozwinięcie tego skrótowca to oczywiście „kto ma wiedzieć, ten wie”. Niestety w kontekście żużla w Szwecji sprawdza się on doskonale. Kluby zupełnie nie dbają o marketing i promocję meczów. W miastach nie doświadczymy praktycznie żadnym reklam promujących sportowe wydarzenie. Jedyną spotkaną przeze mnie reklamą był „koziołek” w Gislaved postawiony przy supermarkecie. Co ciekawe, nie promował on finału Indywidualnych Mistrzostw Szwecji Juniorów tylko mecz ligowy, który miał odbyć się tydzień później. Brak działań odbija się na frekwencji oraz średnim wieku kibiców na trybunach. Oczywiście to niezwykle uroczy widok, kiedy osoby starsze narzucają koszulki klubowe i z zaangażowaniem przeżywają emocje związane z meczem ich ulubionej drużyny. Spotkać możemy oczywiście także rodziny z dziećmi. Brakuje jednak młodych osób, które wybierają spędzanie wolnego czasu na rywalizacji żużlowców.
Problemem na pewno jest wspomniany marketing. Informację o spotkaniach możemy znaleźć jedynie na stronie SVEMO (Szwedzka Federacja Motocyklowa) oraz na Facebooku poszczególnych klubów. Zdecydowanie przydałoby się dużo bardziej zaangażować w promocję wydarzeń oraz wyjść do młodszych osób. Drugim problemem jest transport na stadion. Obiekty położone są pośród lasów, daleko od centrum miast. Nie ma możliwości dojechania transportem publicznym. Tym bardziej jest to problematyczne w przypadku pozyskania młodych kibiców. Z pewnością większe zaangażowanie w promocję wydarzeń i ułatwienie kibicom przyjazdu na stadion spowodowałoby zwiększenie frekwencji na szwedzkich stadionach.
Podsumowanie
Wyjazd do Szwecji to świetna przygoda, którą polecam każdemu! Kibice z Polski mogą przeżyć lekki szok, kiedy będą mogli bez przeszkód wejść do parku maszyn czy nawet stanąć na torze kilkadziesiąt minut przed rozpoczęciem zawodów. Piknikowy klimat będzie idealną alternatywą i odpoczynkiem od rozgrywek w Polsce, w których panuje dużo większa dyscyplina, napięcie, ale i profesjonalizm pomimo zbliżonego poziomu sportowego. Podczas podróży od stadionu do stadionu można podziwiać świetnie widoki lasów, jezior i charakterystycznej dla Szwecji architektury. Ludzie są niezwykle życzliwy, uprzejmi. W większości dobrze mówią po angielsku, więc nie powinno być problemów z komunikacją. Trzeba jednak spojrzeć na żużel z innej perspektywy. Wtedy taki wyjazd może być świetnym przeżyciem, ale także docenieniem rozwoju naszej ukochanej dyscypliny w Polsce.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!