Kim Nilsson był trzecim najskuteczniejszym zawodnikiem Trans MF Landshut Devils w Rybniku. Mimo względnie dużego stażu na torach niedzielna wizyta była dopiero jego drugą na Górnym Śląsku.
Jego pierwszy raz z rybnickim owalem miał jednak miejsce dość dawno temu. Był to bowiem rok 2015 i finał eliminacji do Grand Prix. Zapytaliśmy Szweda zatem czy cokolwiek pamięta z tych zawodów. Nie są to jednak najmilsze wspomnienia. Zajął wówczas trzynaste miejsce z dorobkiem pięciu punktów, a w pokonanym polu zostawił m.in. Antonio Lindbäcka. – Coś tam pamiętam. To był dla mnie bardzo pechowy dzień. Nie mogłem się go doczekać, a przed zawodami zatarł mi się nowy silnik. To by było na tyle – powiedział Kim Nilsson w rozmowie z naszym portalem.
Marzenia o starcie wśród najlepszych zawodników na świecie spełnił kilka lat później w Glasgow. W tym sezonie jest bowiem stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. Dotychczas jednak nie zachwyca i trzykrotnie zajmował piętnaste miejsce. Szwed cały czas jednak uczy się tej rywalizacji i ma nadzieję, że w kolejnych rundach będzie w stanie powalczyć o coś więcej. – To ciężka rywalizacja i bardzo dużo nauki. Ja tak naprawdę nie dotarłem jeszcze tam, gdzie był chciał być. Cału czas się uczę i mam nadzieję, że to zaprocentuje w kolejnej części sezonu – mówi pełen nadziei.
Zmaga się z problemami zdrowotnymi i sprzętowymi
Od meczu w Gdańsku 33-letni zawodnik rodem ze Sztokholmu cały czas jeździ z kontuzją ręki. Wówczas w piątym biegu zawodów w jego tylnie koło wjechał… Marius Hillebrand, czyli kolejny z zawodników „Diabłów”. Cały czas jednak zaciska zęby i próbuje punktować jak najlepiej dla swoich zespołów. To właśnie na nią zrzucił też winę za występ w Rybniku, z którego mówiąc wprost, nie jest zadowolony. – Mam kontuzję ręki po spotkaniu w Gdańsku. Trochę boli mnie jazda na motocyklu, ale mam nadzieję, że szybko się z tym uporamy. Nie jestem zadowolony z jazdy tutaj. Starty były okej, ale na pierwszym wirażu coś robiłem nie tak. Dodatkowo też nie czułem się komfortowo na torze w Rybniku. Nawierzchnia była przyczepna, a mnie przez to bolała ręka. Cały czas ją czułem, więc jechałem trochę sztywno – kontynuował.
Co ciekawe zdecydowanie lepiej w tym sezonie Nilssonowi wychodzą spotkania na OneSolar Arenie. Wówczas jest liderem zespołu prowadzonego przez Sławomira Kryjoma i punktuje na poziomie niemal 1.900 punktu na bieg. Skąd się bierze taka zależność? – Tak naprawdę to sam nie wiem. Od początku sezonu zmagamy się z problemami sprzętowymi, ale wydaje mi się, że jest coraz lepiej. Poprawiłem też swoje starty i myślę, że to też ma spore znaczenie – opowiedział specjalnie dla nas.
Nawet najlepsi mają tam problemy
Obiekt w Bawarii jest jednym z najbardziej kłopotliwych dla polskich drużyn. Nawet najlepsze zespoły mają tam ogromny problem, by zwyciężyć z miejscowym zespołem, co pokazał przykład Enea Falubazu Zielona Góra, który wygrał zaledwie dwoma „oczkami”. Jest to dość specyficzny tor o innej nawierzchni, a nasz rozmówca zdradził delikatny sekret. – To bardzo techniczny tor. Lubię go, ale musisz mieć bardzo dobre starty i jeździć z głową. Oczywiście możesz wyprzedzać na trasie, ale trzeba mieć idealnie dopasowany motocykl – dodał.
Tydzień przed spotkaniem w Rybniku te zespoły spotkały się właśnie w Landshut. Tam „Diabły” zdołały wygrać dziesięcioma punktami i z taką przewagą przystąpiły do niedzielnego pojedynku. Chociaż przez dłuższy czas trzymali wynik, to ostatecznie do domów wracają z niczym. To z kolei komplikuje ich sytuację w rozgrywkach, gdzie spadli na ostatnie miejsce w tabeli. – Wielka szkoda, że straciliśmy ten bonus. Przyjechaliśmy oczywiście, by wygrać, ale on był naszym punktem honoru. Drobne błędy spowodowały, że wypuściliśmy go z rąk. Teraz musimy mieć dobre mecze i wygrywać, by się utrzymać – zakończył ambitny Kim Nilsson.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!