Emocje po sobotnich zawodach z cyklu Grand Prix na long tracku już opadły, a my mamy jeszcze niemały wywiad ze Stanisławem Burzą. Przeczytacie m.in. o sobotnich zawodach, przygotowaniach „Stanley'a” do każdego z turniejów, atmosferze jaka panuje na zawodach czy też poznacie urywek planów reprezentanta Polski na przyszły sezon.
Sobotni turniej w niemieckiej Vechcie można śmiało nazwać powrotem Stanisława Burzy na szczyty w rywalizacji Indywidualnych Mistrzostw Świata na długim torze. Przypomnijmy że po udanej pierwszej rundzie w Rzeszowie, gdzie „Stanley” zajął drugą pozycję, zaliczył trzy wtopy. W Vechcie było widać u naszego rodaka powrót na właściwe tory, skutkiem czego otarł się o finał, przyjeżdżając w powtórzonym biegu ostatniej szansy na trzeciej pozycji. Warto jednak zaznaczyć, że w pierwszej odsłonie niezwykle ważnej gonitwy to właśnie Staszek Burza zajmował premiowaną awansem do finału, drugą, pozycję.
„Brałbym w ciemno”
Jak sam „Staszek” widzi swój występ w przed ostatniej rundzie o mistrzostwo globu na long tracku?
– Muszę powiedzieć tak, że przed zawodami ten wynik brałbym w ciemno, a w trakcie zawodów apetyt na sukces wciąż rósł. Były po prostu duże chęci i zamiary awansu do tego finału. Bieg ostatniej szansy sądzę że gdyby nie był powtórzony to bym awansował do finału. Dobrze wyjechałem ze startu, obejmowałem drugą pozycję, niestety upadek chłopaków z tyłu. W powtórce biegu niestety ten start był o wiele gorszy, jak to nie który mówią przekręciło mnie ze startu, było twardo i niestety nie dojechałem. Szkoda, bo gdyśmy awansowali bezpośrednio do finału to był bym happy, dzięki czemu cały czas był bym w walce o podium.
W poprzednich trzech rundach mogliśmy zauważyć dosyć spore problemy sprzętowe u naszego long trackowego „rodzynka”. Przed rundą w Vechcie na mediach społecznościowych mogliśmy wyczytać, że znaczną część wszystkich niedociągnięć sprzętowych udało się rozwiązać. Co nasz rodak może powiedzieć o aktualnej dyspozycji sprzętu oraz jak postrzega siebie względem kolegów z toru?
– Trzeba powiedzieć, że ogólnie wynik w ostatniej rundzie jest. Występuje tutaj czołówka światowa. Oni mają motocykle przygotowane typowo na long track, współpracują z różnymi tunerami, dzięki czemu mają wszystko dopięte na „tip-top”. Ja z każdych zawodów wyciągam jakieś wnioski. Na każde zawody przygotowuje sobie sam silniki jak i całą resztę maszyny. Staram się rozpoznać na czym polega dopasowanie zawieszenia, amortyzatorów czy też skrzyni biegów. Dlatego też w dalszym ciągu jest to dla mnie nauka. Dzisiejsze zawody były o wiele lepsze, od tych ostatnich, gdzie jednak pojawiły się jakieś problemy sprzętowe. Zdarza się, to jest tylko żelastwo i w tym przypadku miałem problem z układem zapłonowym. Po wymianie całego układu okazało się, że czegoś tam się doszukaliśmy, ale niestety to już było za późno. Na zawodach jest za mało czasu, aby robić jakieś większe korekty.
Brak wsparcia
Powiedziałeś że w ostatniej rundzie były problemy, a jak sytuacja wyglądała w jeszcze wcześniejszych rundach? Czy tam też ciągnęły się te problemy?
– Nie, przede wszystkim każdy z torów jest inny. Co ważne są to kilometrówki, a wiec trzeba trochę pojeździć, żeby załapać o co chodzi. Nie miałem po prostu przy sobie nikogo doświadczonego, kto mógłby mi tutaj podpowiedzieć. Sam szukam i staram się coś trafić. Wiadomo również, że to się wiąże z finansami, bo jeśli niektórzy zawodnicy mają przy sobie tunerów zarówno od silnika, jak i od skrzyni biegów, to przyjeżdżają, żeby walczyć o najwyższe cele, a ja walczę z nimi. Jeżdżę na tym, co przygotuję sobie sam w warsztacie, nie mając doświadczenia w long tracku. Ale ważne, że nie wożę tyłów, tylko nawiązuje walkę z innymi.
Bardzo dobry wynik w niemieckiej rundzie sprawił, że nasz rodak ponownie zaczął się piąć w górę w klasyfikacji generalnej. Na rundę przed zakończeniem cyklu „Stanley” obejmuję solidną pozycję, która zapewnia utrzymanie w cyklu na przyszły sezon. Czy ta pozycja w „generalce” daje poczucie lekkiej głowy czy też przeciwnie- nadal czuje presję?
– Presję mogę jedynie robić sobie sam, bo tak ogółem to nie ma jej. Wiadomo że wyjeżdżając na tor i stając pod taśmą, chce zwyciężyć, chcę wygrać. Co tu by więcej mówić o presji, po prostu sam ją tworzę, wyjeżdżając pod taśmę i chcąc wygrać czy też walcząc o jak najlepszy wynik
Rozmowny Stanisław Burza
Przed zawodami mogliśmy zauważyć Staszka Burzę jako najbardziej aktywnego w parkingu. Prowadził wiele rozmów z zawodnikami dość często przechodząc nie raz z boksu do boksu. Czy reprezentant Polski szukał jakiś podpowiedzi od swoich kolegów? Czy były to może luźne rozmówki?
– Wiadomo coś tam zawsze się próbuje dowiedzieć od zawodników, którzy jeździli tutaj wcześniej. Choć tak naprawdę dla każdego jest to sekret, bo każdy jedzie o swoje. Przede wszystkim jesteśmy przyjaciółmi. Dobrze się znamy z torów. Jeździłem z wieloma z nich w ligach zagranicznych. Bardziej bym powiedział, że to były takie przyjacielskie pogaduszki. Wiadomo że nie raz ty coś zdradzisz, czy tobie ktoś coś zdradzi. Zapewne było można dziś zauważyć, że dużo rozmawiałem z Chrisem Harrisem czy też Theo Pijperem. Znamy się od wielu lat, jeździliśmy razem w Coventry. Z Theo spotkaliśmy się na torach pierwszoligowych w Anglii. Kiedyś przygotowywałem dla niego silniki. Po prostu jesteśmy dobrymi przyjaciółmi
W pierwszej gonitwie Stanisława Burzy doszło nie przyjemnego zdarzenia w którym motocykl Hynka Štichauera z czepił się z maszyną Romano Hummela, skutkiem czego Holender został zabrany do szpitala z podejrzeniem złamania kostki. Na szczęście biało-czerwonego całe te zdarzenie było tuż za jego plecami. Czy Stanisław Burza pomimo tego, że zdarzenie było za nim, widział coś czego nie dało się ujrzeć z trybun?
– Nie, ja tego nie widziałem. Dobrze wystartowałem, a to się działo za moimi plecami dlatego nie mogę za wiele o tym powiedzieć. Szkoda Romano, jest to bardzo miły chłopak. Zaprzyjaźniliśmy się, przed zawodami zawsze sporo rozmawiamy. On jest również zainteresowany startami w Polsce. Chciałby po prostu przejść z long tracku na żużel klasyczny. Ja będę chciał mu również w tym pomóc. Niektóre więzi się tutaj zawiązują, panuje bardzo fajna atmosfera. Nie ma tutaj takiej spiny jak u nas w lidze, że np. wszyscy jakieś sekrety mają, nie chcą rozmawiać. Wiadomo wszyscy walczymy o jak najlepszy wynik, ale traktujemy się po przyjacielsku.
Nasz reprezentacja otrzymała miejsce na kwalifikacje do challange’u long track w Marmande czy też na półfinał IME na trawie w Holstedt. Ku rozczarowaniu nasza reprezentacja nie skorzystała z tych przepustek, które z pewnością mogły wspomóc rozwój tej dyscypliny w naszym kraju. Jak skomentuje odrzucenie tych przepustek nasz najlepszy long trackowy rajder
– Powiem tak, ja mam za dużo pracy. Przygotowuję sporo silników chłopakom, ponadto pracuje jako trener Unii Tarnów do czego dochodzi sporo pracy z młodzieżą i z torem. To wszystko jest po prostu nie raz nie do ogarnięcia. Dlatego też te eliminacje w moim przypadku nie wchodziły w grę. W przyszłym roku będę chciał podzielić się swoim doświadczeniem, i kogoś w to wkręcić. Long track to fajna sprawa i fajne zawody. Przede wszystkim jak ktoś pojeździ trochę na długim torze, a potem przesiądzie się na żużel klasyczny, to uważam, że jest o wiele łatwiej. Te tory, ta prędkość którą tutaj mamy, sprawia że klasyk nie robi na tobie żadnego wrażenia. Wiadomo że w żużlu ważne jest aby pojeździć na każdym torze mini, krótkim czy też długim, ale jeżeli chodzi o te prędkości które tutaj się rozwija, to przesiadając się na klasyczny motor, wszystko jest jak w zwolnionym tempie.
Kapitalna atmosfera
Całe zawody okazały się strzałem w dziesiątkę w gusta kibiców. Na trybunach mieliśmy komplet kibiców (ok. 4 tys.), którzy przybyli nie tylko na główny turniej, ale również na rywalizacje w innych odmianach speedway’a. Warto zaznaczyć że pierwsze takie biegi rozpoczynały się już o godzinie 13:00, gdzie rywalizowano m.in na motorach o mniejszej pojemności silnika. To właśnie o tej godzinie kibice zaczęli licznie schodzić się na stadion, aby spędzić ten dzień ze speedway’em. Ponadto na stadionie zainteresowani mogli znaleźć liczne stragany z jedzeniem, piciem czy też pamiątkami sportowymi. Jak takie święto żużlowe widzi „Staszek”?
– Fajna impreza, trzeba na pewno zaznaczyć to, że niemal cały dzień zawody. Zaczęliśmy od mini żużla, przez side cary, klasę B a skończyliśmy na nas. Wielkie święto żużlowe, dobre kilka tysięcy kibiców, a w zasadzie wszystko co można było wypełnić na trybunach było wypełnione. Bardzo fajna, miła atmosfera. Również kibice polscy, którzy przyszli tutaj do mnie, zrobić sobie zdjęcia czy też pogratulować wyniku. Jak dla mnie to takie bardzo miłe chwile, a podsumowując to świetne zawody.
Dziękuje Ci za rozmówkę. Czy chciałbyś coś dodać od siebie?
– Dziękuje również, pozdrawiam wszystkich kibiców, a przede wszystkim tych którzy jeżdżą ze mną na zawody. Pozdrawiam również cała Unie Tarnów jak i wszystkich moich sponsorów, którzy wspomagają mnie w tym co kocham robić najbardziej.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!