Nowa koncepcja rozgrywek o Indywidualne Mistrzostwo Polski zebrała wielu zwolenników jak i przeciwników. W miniony weekend odbył się pierwszy z trzech turniejów finałowych.
Polska miłość do betonu
W ostatnich latach burmistrzowie i prezydenci wielu miast w Polsce upodobali sobie beton. Rynki i centra miast zostają pozbawiane jakiejkolwiek zieleni, a w jej miejsce kładzione są betonowe płyty. Nie inaczej jest w sporcie żużlowym. Nie rozumiem dlaczego, ale na imprezy indywidualne, które zasadniczo dla fana czarnego sportu są dużo mniej interesujące niż mecze jego drużyny, przygotowuje się tory twarde jak kamień. Na przykład w IMME, imprezie stricte komercyjnej, która powinna być widowiskowa, mijanek i walki na torze jest jak na lekarstwo. W ubiegłorocznym IMME na Motoarenie czasy wyścigów potrafiły być o 5 sekund gorsze niż rekord toruńskiego toru. Poza tym pola startowe były tak przygotowane, że z pola A nawet Krzysztof Lewandowski (nie zamierzam tu uderzać w młodego zawodnika), był w stanie pokonać Janusza Kołodzieja.
W grudziądzkim finale IMP było podobnie. Pierwszy bieg Maciej Janowski ukończył w czasie 70,44 sekundy (rekord toru wynosi 64,86 sekundy). Różnica ogromna, a w telewizyjnym studio Tomasz Gollob mówił, że tor nie jest twardy (sic!). Oprócz tego podczas pierwszych biegów kurzyło się niemiłosiernie. Z powodu tumanów kurzu unoszących się po przejeździe zawodników, kibice siedzący na pierwszym łuku nie widzieli, co działo się na drugim wirażu. Dodam tylko, że przed zawodami w Grudziądzu padało, także strach pomyśleć, co by się działo, gdyby tego deszczu w ogóle nie było. Efektem takiego przygotowania toru były zawody ciekawsze, niż dajmy na to w Poznaniu, ale wciąż nudne jak na Grudziądz.
Równe pola startowe? A komu to potrzebne?
W pierwszych dwóch seriach różnica w przygotowaniu pól startowych była ogromna. Start z czwartego pola wygrywali niemal wszyscy. Równie korzystne było pole C. Żużlowcy startujący spod bandy wygrali 6 z 8 wyścigów. Z kolei nieważne, czy w czerwonym kasku jechał Patryk Dudek, Janusz Kołodziej czy jakiś mniej utytułowany zawodnik, efekt był z reguły ten sam – 0 punktów. Po pierwszych 8 biegach żużlowcy jadący z pola A zdobyli zatrważającą liczbę dwóch punktów. Co ciekawe, w trzeciej serii startów pole A przeżyło istny renesans. Startujący z niego zawodnicy zdobyli 7 punktów. Dla porównania we wszystkich pozostałych seriach startujący przy krawężniku żużlowcy zdobyli osiem oczek. Czy fakt, że trzecia seria była jedyną, w której w czerwonym kasku jechał regularnie faworyzowany przez redaktorów i komentatorów Canal+ Bartosz Zmarzlik miał wpływ na to dziwne zjawisko?
Trzy razy więcej emocji – trzy razy mniej kibiców
Podczas meczów ZOOleszcz GKM-u Grudziądz na trybunach zasiada średnio 6 600 osób. Często zdarzają się też komplety publiczności (8500 fanów). Na pierwszym finale IMP na trybunach zasiadło ledwo około 3 tysięcy kibiców, a zwłaszcza trybuna przy prostej przeciwległej świeciła pustkami. Impreza odbywała się w sobotę o godzinie 19, więc taki wynik jest jeszcze bardziej rozczarowujący. Ponadto w zawodach startowało trzech żużlowców miejscowej drużyny i nawet oni nie przyciągnęli grudziądzkich fanów na H4. Niestety dla między innymi Tobiasza Musielaka, kolejne finały odbędą się w poniedziałek. Organizatorzy cyklu nie pomyśleli o tym, że w poniedziałki jeździ liga brytyjska, w której startuje Tofeek. Można również założyć, że frekwencja w poniedziałek będzie niższa niż w sobotę. Co prawda krośnieński finał odbędzie się w dzień wolny od pracy, ale ostatni rzeszowski już nie. Zobaczymy, ilu kibiców zasiądzie wtedy na trybunach. Jeszcze bardziej przykry jest fakt, że dekoracja zwycięzców sobotnich zawodów miała miejsce przy niemal pustych trybunach. To jeszcze bardziej pokazuje, jakie znaczenie dla kibiców miał ten finał. Dodatkowo podczas dekoracji żużlowcy zrezygnowali z tradycyjnego oblewania się szampanami, mimo nacisków ze strony spikera.
Nie dla dziennikarzy
W mailu, który otrzymałem w sobotę rano, napisano, że osoby akredytowane mogą przebywać w parku maszyn do godziny 18:00 oraz 15 minut po zakończeniu ostatniego biegu. 10 minut po dekoracji miała się odbyć także konferencja prasowa z udziałem pierwszej trójki. Grudziądzki stadion opuściłem około pół godziny po wręczeniu pucharów. Niestety, kiedy wraz z kolegami po fachu udałem się do parku maszyn, odmówiono nam wstępu. Konferencja, o której wspomniano w mailu się, nie odbyła. Żaden z żużlowców nie udał się też do strefy mieszanej, w której dziennikarze rozmawiają z zawodnikami po meczach PGE Ekstraligi. O obecności uczestników finału w tej strefie po zawodach również wspomniano w mailu. Ostatecznie wyszło jak wyszło.
Co prawda jest jeszcze zbyt wcześnie, aby oceniać cały cykl. Jednak biorąc pod uwagę powyższe fakty uważam, że grudziądzki finał można było zorganizować lepiej. Mierna frekwencja udowadnia, że jednodniowa impreza nie była powodem spadku zainteresowania wśród kibiców. Pomysł z cyklem najpewniej miał zrekompensować telewizji Canal+ utratę praw do transmitowania zawodów Speedway Grand Prix.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!