- Pojechałem w sobotę w Wittstock przeciwko drużynie z Rzeszowa ze złamaną ręką. Zaraz po tym spotkaniu, tego samego dnia, podejmowaliśmy też Lokomotiv Daugavpils na domowym torze Wolfe. W tych obydwóch zawodach straciłem może trzy punkty - mówi Max Dilger. Niemiec w rozmowie z naszym portalem podsumował swój miniony sezon, w trakcie którego prócz klasycznego speedwaya , odniósł również sukcesy na polu żużla na długim torze.
ENGLISH VERSION – CLICK HERE
Magdalena Magdziarz (speedwaynews.pl): Max, na początku trochę żartem, trochę serio. Obserwując cię na Instagramie, widziałam, że w trakcie sezonu wracałeś z zawodów w środku nocy, by następnie już wczesnym rankiem trenować, lub zajmować się już motocyklami w warsztacie. Jak znajdujesz pokłady energii do robienia tego wszystkiego?
Max Dilger: – Tak, stało się to już moją rutyną. Nie potrzebuję dużo snu. Powiedziałbym nawet, że nie jestem przyzwyczajony do długiego snu. Tak więc wczesnym rankiem zazwyczaj robię trening i fitness, a następnie przygotowuję się do pracy przy motocyklach. Zawsze jestem zajęty i bardzo lubię taki styl życia. Nie jest to dla mnie problemem, by wstać wcześnie rano i potrenować.
– I nie odczuwasz zmęczenia.
– Zwykle śpię nie dłużej niż sześć i pół godziny każdej nocy. Jest to jak najbardziej wystarczające dla mnie i dobrze, że nie potrzebuję więcej snu jako żużlowiec.
– Miniony sezon stał dla ciebie pod znakiem jazdy w drużynie Wolfe Wittstock. Poza klasycznym speedwayem, odniosłeś również oczywiście sukcesy na polu żużla na długim torze, przejdziemy do tej dyscypliny jednak za chwilę. Miałeś jednak też nieco pecha z kontuzjami. Jakie podsumowanie możesz opowiedzieć względem ostatnich miesięcy?
– Sezon rozpoczął się dla mnie źle. Miałem kilka problemów z motocyklem i jego zapłonem, i musiało minąć kilka zawodów, żeby się one rozwiązały. Potem szło mi naprawdę dobrze, dopóki nie złamałem ręki w Rzeszowie… Stało się to w niedzielę, operacja była we wtorek. Następnie pojechałem ponownie w sobotę w Wittstock przeciwko drużynie z Rzeszowa ze złamaną ręką. Zaraz po tym spotkaniu, tego samego dnia, podejmowaliśmy też Lokomotiv Daugavpils na domowym torze Wolfe Wittstock. W tych obydwóch zawodach straciłem może trzy punkty. Jednak w ostatnim starcie upadłem na tor wraz z innym zawodnikiem, który wjechał mi w plecy, obróciło mną i ucierpiała też moja ręka. Przez to przez następne dwa-trzy tygodnie nie mogłem jeździć. Powrót do jazdy po przebytych dwóch kontuzjach był ciężki, ale nadal byłem w stanie osiągać dobre wyniki. W tym miesiącu mam kolejną operację i jeśli nie wystarczy, będę może musiał potrzebować jeszcze jednej.
– Trudno było ci ponownie wsiąść na motocykl?
– Czuję się dobrze, dopóki nie jeżdżę, więc prowadzenie motocykla bywało dla mnie trudne, zwłaszcza gdy tor był wyboisty i nierówny. Z tego też względu nie mogłem wsiąść na motocykl bez zażycia wcześniej środków przeciwbólowych. Tak, było więc trudno, kiedy jeździłem na żużlu. Cieszę się teraz, że sezon się skończył i jest ten czas już na razie za mną. Będę miał teraz trochę czasu, żeby zadbać o siebie i o moje zdrowie, przygotowując się na kolejny rok.
– Żużel na długim torze stał dla ciebie pod znakiem osiągnięć. Zdobyłeś złoto w Mistrzostwach Niemiec, przeszedłeś również eliminacje i zakwalifikowałeś się do przyszłorocznej stawki mistrzostw świata w Long Tracku.
– To był dobry sezon dla mnie, szczególnie w żużlu na długim torze. Wygrałem Mistrzostwa Niemiec, wygrałem również w GP Challenge, dzięki czemu zakwalifikowałem się do mistrzostw świata w Long Track w sezonie 2022. Poza tym miałem też kilka bardzo dobrych spotkań na torze żużlowym… Cieszę się z tego, jestem pewien, że mogłoby być lepiej, ale gdyby nie przytrafiły się mi po drodze kontuzje. Jest to jednak część tego sportu.
– Wciąż przy long tracku będąc, jechałeś w tegorocznym 2. finale Indywidualnych Mistrzostw Świata w Rzeszowie. Tor na tym obiekcie nie jest oczywiście nawierzchnią przystosowaną do tej odmiany żużla. Jak w twoim odczuciu wypadły te zawody?
– Cóż, tor w Rzeszowie nie jest przystosowany do odmiany żużla na długim torze. Niemniej, myślę, że sprawdził się i kibice zobaczyli podczas finału bardzo dobre ściganie, pełen emocji turniej. Ścigam się jednak też w żużlu klasycznym, więc nie był to dla mnie duży problem brać udział w tych zawodach w Rzeszowie. Myślę, że to nie kłopot ścigać się na long tracku na takim krótkim torze, przy czym to też nie do końca dobre organizować tego rodzaju turnieje, które odbywają się tylko na takich obiektach. Jeżeli za rok będzie swego rodzaju połączenie tych imprez sportowych na torach przystosowanych do long tracku i do klasycznego żużla, myślę, że to będzie wówczas idealna sytuacja.
– Żużel klasyczny i long track to, wydawać się może, podobne sporty, jest jednak między nimi sporo różnic. Co się na nie składa?
– Są to zupełnie inne sporty i różnią się pod wieloma względami. Kibicom wydawać się może, że nie ma w tym różnic, prowadzi się jednak w zupełnie inny sposób motocykl. Siedząc na nim, przybierasz zupełnie inną pozycję na siedzeniu, ustawia się całkiem odmienne przełożenia. Myślę, że łatwiej jest przejść z żużla na long track niż na odwrót. Żużel jest bardziej techniczny, ale trzeba bardzo zmienić sposób jazdy. To zupełnie inny styl prowadzenia motocykla. Podobnie jest z motocrossem i enduro – wyglądają tak samo dla innych z boku, bądź prawie tak samo, jest to jednak coś zupełnie innego w rzeczywistości.
– Co jest dla ciebie ważniejsze w kontekście sportowym? Klasyczny żużel, czy może long track?
– Cóż, to trudne pytanie, ale nie, ja wywodzę się z klasycznej odmiany żużla. Jeżdżę na nim, odkąd byłem dzieckiem, więc to on jest dla mnie najważniejszy. Oczywiście jednak pojechałem w GP Challenge, więc w przyszłym roku będę walczyć o medale w mistrzostwach świata, więc to też zawsze będzie dla mnie ważne. Na pierwszym miejscu jest jednak żużel i to on zawsze będzie dla mnie najbardziej istotny w mojej karierze. W szczególności liga polska. To przecież najlepszy poziom rozgrywek na całym świecie. Jestem otwarty na to, by być w Polsce ponownie w kolejnym sezonie.
– W sezonie 2021 broniłeś barw klubu Wolfe Wittstock. Gdybyś miał w kilku słowach podsumować swoją współpracę z tym zespołem, jak dogadywałeś się z Frankiem Mauerem?
– Szczerze mówiąc, nie miałem żadnych problemów. Wiem, że o klubie mówi się dużo, ale to w kontekście tego wszystkiego, czego nie udało się zrealizować w minionych miesiącach. O rzeczach, które nie powiodły się najlepiej zawodnikom. Ja jednak nie miałem żadnych kłopotów z tym. Traktowano mnie bardzo uczciwie, z dużym szacunkiem, na nic więc nie mogę narzekać. Oczywiście, wynik był, jaki był. Nie jest to wina tylko zarządu klubu z Wittstock. Zależało to od nas wszystkich. Sam miałem kilka gorszych spotkań, inni też pojechali kilka mniej udanych zawodów. Jestem przekonany, że gdyby wszyscy zawodnicy, od jednego do siódmego, mieli dobry dzień, to moglibyśmy wygrać niektóre mecze. Cóż – tak się jednak nie stało.
– Myślisz, że klub będzie w stanie w jakimś stopniu poprawić swoje przyszłoroczne wyniki?
– Mam nadzieję, że tak się stanie. Osobiście, dalej nie zdecydowałem, w którym klubie będę w kolejnym sezonie, jest to wciąż otwarta kwestia. Jestem w kontakcie z kilkoma zespołami, ale oczywiście, nawet jeżeli nie będę częścią Wolfe Wittstock, życzę im jak najlepiej. Mam nadzieję, że drużyna będzie w stanie zrobić wszystko, co w ich mocy i zrobić wspólnie dobre wyniki. Jeżeli przedłużę kontrakt, mogę zagwarantować, że postaram się zrobić jak najwięcej punktów dla nich.
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!