Mark Phillips, szef żużla w Plymouth, został nominowany do Annual Speedway Star Awards na początku tego roku. Na łamach naszego portalu opowiada on m.in. o pandemicznym sezonie 2020 w świecie brytyjskiego żużla, swojej pracy, czy planach co do najbliższej przyszłości klubu. W rozmowie podzielił się także swoimi wspomnieniami z czasów kariery zawodniczej.
W tyle zostawiliśmy pandemiczny sezon 2020, by z utęsknieniem czekać na ten tegoroczny, na który niewątpliwie liczymy. Żużlowe miesiące ubiegłego roku były trudne dla wielu, kibiców i samych zawodników, niemniej wiele by się nie udałoby, gdyby nie ciężka praca osób zaangażowanych w organizację imprez sportowych. O ile w Polsce mogliśmy liczyć na rozegranie wszystkich trzech lig, o tyle rozgrywki ligowe na Wyspach odwołano i tamtejszy żużel znalazł się wtedy w trudnym położeniu. Byli jednak tacy, którzy postanowili zapewnić swoim kibicom emocje ze ścigania, pomimo ówcześnie panującej sytuacji. Jednym z niewielu brytyjskich klubów, który organizował oficjalne imprezy sportowe, był Plymouth Gladiators. Szef miejscowego żużla, Mark Phillips, został doceniony za swoją pracę, którą wkładał w klub w sezonie 2020. Nominowano go do Annual Speedway Star Award, co jak sam przyznaje, było dla niego zaskoczeniem. – Byłem bardzo zaskoczony tą nominacją, było to dla mnie całkiem niespodziewanie. Miło jest być rozpoznanym i docenionym — mówi Phillips o tym wyróżnieniu w rozmowie z naszym portalem.
Włodarz „Gladiatorów” wspomina również sezon 2020. Niewątpliwie plany działaczy Plymouth Gladiators były ambitne, na przeszkodzie do ich zrealizowania stanął jednak koronawirus. – Brak możliwości na organizowanie jakichkolwiek spotkań i imprez sportowych, był stresującym okresem. Kiedy sytuacja nareszcie się unormowała i mogliśmy wyjść naprzeciw naszym kibicom, wprowadziliśmy bilety do sprzedaży internetowej. Dostosowaliśmy naszą stronę do nowych potrzeb i używamy jej też teraz, by informować o tym, co obecnie robimy i co słychać w naszym klubie. Był to jednak niewątpliwie stresujący czas dla sportu żużlowego — podkreśla.
Stadion w Plymouth przeszedł również modernizację, przy której temacie warto się na moment zatrzymać. Nowe trybuny z siedziskami wybudowano własnymi siłami przy współpracy z wolontariuszami, którzy chcieli w ten sposób wspomóc klub z Plymouth. – Fakt, zaplecze stadionu w Plymouth nie było wystarczająco dobre do rozgrywek w Premiership League. Co roku staramy się jednak robić krok naprzód w ulepszaniu stadionu i jego terenu. Jeździmy 300 mil po to, by przywieźć potrzebne materiały i uzbrojeni w poziomicę, staramy się zbudować wszystko tak, jak należy. Mamy nadzieję na to, że uda się nam zwiększyć obszar trybun również w okolicach wiraży, zanim jeszcze zacznie się sezon. Chcemy, aby kibice, przychodzący na spotkania, mogli zachować między sobą należny dystans. Póki jest jeszcze z nami koronawirus, chcemy, abyśmy wszyscy mogli się do tego stosować. Jesteśmy tego świadomi i chcemy dołożyć ze swojej strony wszelkich starań, by tego dokonać — podkreśla Mark Phillips.
Nowa trybuna z inicjatywy Marka Phillipsa w pełnej okazałości
Plany na kolejny sezon? Oczywiście jak najlepsze zaprezentowanie się na poziomie rozgrywek w Champions League. – Chcemy na pewno zająć jak najlepsze miejsce w Champions League. Rozważamy również możliwość walki o awans do SGP Premiership. Do tego jednak potrzebowałbym pomocy w stworzeniu zespołu mogącego zrealizować ten cel. W Plymouth są kontrakty na poziom rozgrywek Champions League, ale nie Premiership. Mam jednak nadzieję, że komitet zarządzający pozwoli mi na stworzenie zespołu, który ma szanse na awans do Premiership — mówi włodarz „Gladiatorów”.
Klub Marka Phillipsa może się również pochwalić współpracą z polską społecznością, mieszkającą w Plymouth. Rok temu uczestniczyli oni w akcji charytatywnej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. – Grzegorz (dop. red. Grzegorz Starzec, właściciel portalu speedwaynews.pl) przedstawił mi wielu pomocnych Polaków, żyjących w Plymouth. Wyjaśnił mi także, że w tym rejonie mieszka około dziewięciu tysięcy osób pochodzących z Polski. Bardzo lubię Polaków, jak i większość obywateli pochodzących z innych europejskich krajów. Wzięliśmy udział rok temu w akcji charytatywnej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, co bardzo miło wspominam — opowiada Phillips o relacjach z polskimi sympatykami czarnego sportu.
Promotor Plymouth Gladiators wspomina w rozmowie również czasy, w których on sam wsiadał na motocykl i stawał pod taśmą naprzeciw innym zawodnikom. – Swoją przygodę z żużlem zacząłem w wieku 15-16 lat i myślałem, że moim przeznaczeniem będzie zostać dobrym zawodnikiem, profesjonalistą. Niestety sytuacja rodzinna uległa zmianie i sprawiła, że porzuciłem żużel, do którego jednak powróciłem w 1997 roku, kiedy miałem już 32 lata. Robiłem to już wtedy tylko dla przyjemności, którą jest dla mnie ten sport. Jeździłem wówczas w drugiej i trzeciej lidze i to było świetne wsiąść z powrotem na motocykl. – opowiada. – Nie byłem już co prawda wtedy na tyle młody, by móc konkurować w poważniejszych zmaganiach, ale nadal chciałem wywalczyć punkty na torze. To była czysta zabawa. Później przejąłem część stadionu w St. Austell i wspólnie z czterema jeszcze osobami, założyliśmy zespół Trelawny Tigers. Ścigaliśmy się przez kolejne trzy lata, do 2003 roku, dopóki nie poinformowano nas o nieprzedłużeniu dzierżawy stadionu — tymi słowami wspomina czasy, kiedy działał na rzecz nieistniejącego już klubu St. Austell Trelawny. Obiekt ten był wyjątkowym w swojej istocie, zbudowany na terenie dawnej kopalni gliny chińskiej. Wielu sympatyków żużla, pamiętających jeszcze spotkania w Kornwalii z początku wieku, wspomina je z rozrzewnieniem. To w końcu przez tor na Clay Country Moto Parc przewinęły się takie nazwiska jak Žagar, Harris czy Rossiter. Niestety, czarny sport w tej części Wielkiej Brytanii przeszedł do historii prawie osiemnaście lat temu, będąc teraz już tylko wspomnieniem.
Tak dla porównania wyglądała prosta startowa przed budową nowej trybuny – zdjęcie wykonane w 2018 roku
(fot. Damian Kuczyński)
W Plymouth zaś, żaden z kibiców śledzących poczynania miejscowego klubu, nie ma wątpliwości, że jego promotor wkłada w pracę nad nim dużo serca. – Lubię widzieć efekt mojej pracy – przyjemność obserwowania kibiców, którzy przychodzą na spotkania żużlowe, bawią się i oglądają dobre mecze. To jest coś, do czego dążymy, o co się staramy — kończy Mark Phillips.
Bohater rozmowy – Mark Phillips
Źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!