George Orwell, znakomity brytyjski pisarz twierdził, że „sport to wojna bez strzelaniny”. Autor „Folwarku zwierzęcego” i pozycji literackiej o szyldzie „Rok 1984” miał słuszność.
Kolor od dawien dawna był jednym z kluczowych elementów podczas rozwiązywania ludzkich sporów. W 1874 roku plemię Komanczów zauroczyło i zahipnotyzowało mniej doświadczonych żołnierzy wśród „bladych twarzy”. W efekcie obrońcy fortu w bitwie pod Adobe Walls w stanie Teksas patrzyli na spektakl wojennych barw Indian i ich orle pióra zatknięte we włosy jak dzieci na świecące zabaweczki. Na skutek hipnozy i oddziaływania kolorami biali pozwolili Indianom podejść zbyt blisko fortu. Otworzyli ogień z broni palnej bardzo późno. Analiza działań wojennych wykazała, że Komanczom udało się zaskoczyć znienawidzonego przeciwnika.
Współczesny sport długo nie przywiązywał wagi do barw wojennych. Futbol i rugby wiodły prym jeżeli chodzi o zastraszanie rywali poprzez zręczne wykorzystywanie kolorystyki. Dziś nikogo nie dziwią wojenne motywy wymalowane na twarzy znakomitej amerykańskiej deblistki: Bethanie Mattek-Sands, pięciokrotnej mistrzyni turniejów wielkoszlemowych w grze podwójnej. Co prawda podczas Wimbledonu czary-mary Amerykanki nie paraliżują konkurentek, lecz podczas Australian Open, Roland Garros i US Open jej osobliwy makijaż działa na rywalki.
Speedway przeżył rewolucję w wymiarze kolorystyki w latach siedemdziesiątych. Do czasu erupcji barw, na żużlu dominowała czerń oraz chrom. Czerń była świętością jeżeli chodzi o skórzane kombinezony, a chrom był zarezerwowany dla motocykli. W blasku jupiterów, lśniące ramy motocykli i przesadna czerń kombinezonów oraz urzekający i oplatający zmysły zapach Castrol R, był odurzającą mieszanką… Dla tej woni warto było zarwać wieczór, a może i skrawek nocy. Świat motocykli dość długo bronił się przed nawałnicą kolorów. W bladym świetle kombinezony wyglądały jak natłuszczone czernią, co zwielokrotniało efekt zachwytu. Po części ciągotki do czarnego koloru miały swoje uzasadnienie. Chodziło o potęgowanie tajemniczości, a ponadto podkreślenie żalu, smutki, żałoby, a może nawet budzenie mrocznych demonów. Dwa kółka nie zdradzają wszystkich sekretów… W speedwayu drzemała bardzo silna sugestia, że nawet jeżeli przenikniesz przez kotarę żużla, to i tak nie odda ona swoich wszystkich tajemnic.
Absolutnym odszczepieńcem na tym tle był żużlowiec o przydomku „Biały Duch”, czyli Australijczyk Ken Le Breton. Ken pragnął wyglądać jak święty pośród tych osaczonych przez moce ciemności… Frapujący i fascynujący pomysł… Australijczyk ścigał się w białym kombinezonie. Na zdjęciach wyglądał porywająco. Ken ścigał się dla New Cross Rangers, Newcastle Diamonds i Ashfield Giants. Zginął bardzo młodo, bo mając zaledwie 26 lat. Feralny osiemnasty wyścig podczas zawodów w rodzinnym Sydney okazał się ostatnim w życiu Le Bretona. W czasie II wojny światowej Ken służył jako artylerzysta w australijskiej armii. Poskromił wielu wrogów, pokonał malarię, ale zmarł na skutek obrażeń odniesionych na torze. Pechowo zahaczył o tylne koło motocykla Eddiego Rigga… Posmakował atmosfery finału światowego na Wembley w 1949 roku, ale biel kombinezonu nie uratowała go przed przedwczesną śmiercią…
Legenda przenoszona ustami sędziwych Australijczyków głosi, że Ken Le Breton wpadł do pojemnika z zaprawą murarską i nie zdążył oczyścić kombinezonu z bieli przed kolejnym wyścigiem…
Johnnie Hoskins, ojciec speedwaya, uwielbiał szaleństwo w czaszce, wiecznie eksperymentował, więc biały kombinezon był na rękę promotorowi, który chciał należycie rozreklamować żużel na Saracen Park – siedzibie Ashfield Giants. Hoskins zachęcał pozostałych żużlowców jeżdżących dla ekipy z Glasgow, aby rozpłynęli się w kolorach. Lawinę barw uruchomioną przez Le Bretona podchwycił inny kangur: Keith Gurtner jeżdżący w niebieskim kombinezonie. Wytrawni fani na stadionie nazwali go „Little Boy Blue”, a warto nadmienić, że dekadę później takim przydomkiem ochrzczono Nigela Boococka. Kolejny Australijczyk Merv Harding pokochał czerwień i zyskał przydomek „The Red Devil”. Szkot Willie Wilson fascynował się żywotem os, więc nosił kombinezon w kolorze żółci i czerni!!! Eric Liddell ścigał się w szarości i srebrze, a Larry Lazurus miał kombinezon upstrzony w białe i niebieskie pierścienie. Z kolei Bob Lovell miał za zadanie ścigać się w uroczo niechlujnym, brudnym kombinezonie! Czar Anglii… Alec Grant pełnił rolę tradycjonalisty i wyglądał jak węgiel demonstrując przejmującą czerń kombinezonu.
Norrie Isbister był współpromotorem Ashfield Giants wraz z Hoskinsem i pragnął „zaprowadzić modę i powiew świeżości na żużlu”. O ironio, barwny spektakl nie przypadł do gustu widowni, która uznała to za kolejny sprytny chwyt marketingowy Johnniego Hoskinsa. Po latach udanymi eksperymentami mogli poszczycić się: Mike Broadbank (nazywany Czerwonym Diabłem z racji czerwonego koloru kombinezonu) oraz Nigel Boocock (zyskał ksywkę „The Little Boy Blue”), gdyż ścigał się w niebieskiej „skórze”. Pomysł chwycił… „W parku maszyn sporo rozmawiano wówczas o barwach, o potrzebie zmian i ucieczki od czerni, lecz nikt nie był na tyle odważny, aby zaryzykować nowym strojem. Zdecydowałem, że będę jeździł w czerwonym kombinezonie, choć wiedziałem, że znajdą się tacy, którzy będą ze mnie drwić. Nie zapomnę szoku jaki wywołałem kiedy po raz pierwszy pojawiłem się w parku maszyn w czerwieni. Rzucałem się w oczy, a kpiny ze strony innych żużlowców wyzwoliły we mnie wolę walki. Zacząłem lepiej punktować, byłem coraz bardziej skuteczny. Kiedy mi się udało, Georgie White zaczął jeździć w białej „skórze”, a Nigel „Booey” Boocock tak się zainspirował moją czerwienią, że zamówił u kumpli w firmie Slazenger (producent tenisowych piłek) niebieski sprej!” – mówi Broady, który wystąpił w 461 meczach w barwach Swindon Robins!!! Mike Broadbank wykręcił 3557 punktów co stawia go jako trzeciego na liście najlepiej punktujących Rudzików (za Leigh Adamsem i Martinem Ashbym). Broadbank wykręcił 69 kompletów, tym 42 czyste i 27 z bonusami!
Czy czystość popłaca i może być dodatkowo nagradzana? „Kiedy w 1956 roku ścigałem się dla Wembley Lions, otrzymywałem premię w wysokości 25 funtów od Sir Arthura Elvina, właściciela drużyny i gospodarza stadionu. Jeśli pojawiłem się na stadionie w brudnym kombinezonie, Sir Arthur Elvin pisał do mnie list, w którym z oburzeniem stwierdzał, że nie dbam o czystość, a to mój obowiązek. Brudasom potrącał część wynagrodzenia. Elvin był bardzo profesjonalny. Lubiłem go i bardzo posmutniałem, gdy w lutym 1957 roku gruchnęła wieść, że Sir Arthur Elvin zmarł na statku podczas rejsu do RPA w wyniku choroby morskiej” – twierdzi Mike Broadbank. Pikanterii dodaje fakt, że Sir Arthur Elvin był spłukany po I wojnie światowej, więc w 1924 roku zatrudnił się jako sprzedawca papierosów w kiosku na Wembley Stadium! Od pucybuta do milionera…
Nawiasem mówiąc jedną z gwiazd powojennego żużla, który błyszczał zmysłem kreatora mody był Arthur Forrest, reprezentant Halifax Dukes, Bradford Tudors i Coventry Bees. Nazywano go „Czarnym Księciem”, bo gustował w przerażająco lśniących czernią kombinezonach, które sam szył! Arthur Forrest aż pięciokrotnie awansował do finału IMŚ, a 22 września 1956 roku zdobył brązowy medal na Wembley Stadium. Forrest zgromadził 11 punktów, tyle samo co Peter Craven – czarodziej balansu. Wyścig dodatkowy o brąz Arthur rozstrzygnął na swoją korzyść. Ponoć ujmujący i wyróżniający odcień czerni, Arthur Forrest uzyskiwał poprzez stosowanie czernidła do końskiej uprzęży. Czernidłem czyścił kombinezon! Forrest troszczył się o kontrast: malował laczka w srebrnym kolorze, a jego kask również połyskiwał srebrem…
W owym czasie w parku maszyn nikomu wówczas nie przychodziło na myśl, aby wszystkich ubierać na jedną modłę. Dopiero w kolejnych latach triumfował pomysł głoszący: w zespole nie ma ego, wszyscy są ubrani na jedno kopyto, co podkreśla solidarność interesów, wspólnotę, a jednocześnie wywołuje efekt zastraszenia rywali.
W XVIII oraz w XIX wieku brytyjska armia gustowała w czerwonych mundurach. Pomysłodawcy tychże strojów zakładali, że na czerwonych kurtkach nie będzie widać śladu krwi. Eksperyment nie powiódł się, bo skrzepy krwi wyglądały jak czarna plama, więc zmieniono interpretację czerwieni sugerując, że czerwień to kolor tuniki noszonej przez Rzymian. A czasy Cesarstwa miały przekładać się na doniosłość poczynań Wielkiej Brytanii.
Len Silver, legendarny promotor Rye House, żonglował z modą jak wytrawny spec od marketingu. W 1977 roku Len podjął decyzję, aby na przestrzeni jednej nocy zmienić wygląd zawodników. Wszyscy zawodnicy mieli na „skórach” wyszyty napis „Infradex”, co klub uczyniło bogatszym o 20.000 funtów…
Silver wyprzedził epokę wprowadzając zmiany w tekstyliach, ale znaleźli się godni naśladowcy. Leicester Lions pod wodzą nowego promotora – Martina Rogersa – postanowiło uszyć bluzy wzorowane na piłkarskich strojach i w takim anturażu prezentowali się żużlowcy Lwów w 1980 roku. Steve Regeling, Ian Clark, Bob Garrad, Rolf Gramstad, Olli Tyrvainen, Chris Sully, Les Collins, Mike Farrell, John Titman i Colin Cook zrobili furorę zakładając czerwone bluzy futbolowe z żółtymi lampasami. Leicester wytrzymało w owym rynsztunku przez dwa sezony (1980 i 1981), a hołdowanie jednolitym strojom rozpoczęło się na dobre w 1998 roku.
Nigel Wagstaff uwielbiał kiedy nazywano jego chłopców wysłannikami szatana. Sugestia zrodziła się na bazie luźnych bluz stosowanych w motocrossie. To promotor Oxford zasłynął kolorowymi, workowatymi ubiorami dla żużlowców. Trzepotały na motocyklu jak flaga na maszcie zatkniętym na szczycie Pradziada w czeskich Jesionikach… Miało to swój urok… Złośliwcy mawiali, że bluzy zawodników Oxfordu wyglądały lepiej na wieszakach w sklepach Primark aniżeli na plecach sportowców, ale ludzkość od dawna bała się nowości, więc te głosy nikogo nie powinny dziwić…
Nie zawsze zmiany wprowadzane przez żużlowe władze spotykały się z pozytywnym przyjęciem szefów klubów. W 2005 roku BSPA zapragnęło ujednolicenia dolnej części kevlarów i nałożyło obowiązek stosowania czerni od pasa w dół. Ronnie Russell, który wówczas sterował okrętem pod szyldem Arena Essex Hammers nie krył wściekłości, gdyż miał przygotowany wizerunek młota w odcieniach bieli, czerwieni i granatu. Cóż było robić? Poddał się dyktatowi…
Ujednolicone kevlary nie są cudownym rozwiązaniem. Dla mniej wprawnego oka, stroje Peterborough, Belle Vue i Swindon w sezonie 2009 w zasadzie niczym się nie różniły. Szczególnie, gdy zawodnicy „chowali się” pod kierownicą podczas jazdy na łuku. Zdecydowanie bardziej kolorowo i zarazem ciekawie było wówczas, gdy Swindon miało czerwone spody, Peterborough czarne, a Belle Vue czarne z czerwoną i białą naszywką na mniej szlachetnej części pleców.
Pamiętacie jednolite stroje z naszywką Wulfsport w dolnym odcinku pleców oraz lampasy na udach, które zaczęły królować w King’s Lynn w 2000 roku? Cały skład ekipy King’s Lynn wyglądał jakby wszyscy żużlowcy pochodzili od jednej mamy… Jason Crump, Leigh Adams, Craig Boyce, Shane Parker, Steve Masters, Travis McGowan i Tom Madsen z uśmiechem na ustach pozowali do zdjęć, lecz nieodparte wrażenie było takie, że zaginął element indywidualizmu…
Nie słychać już motocykli na Tilehurst Stadium, nie ma już legendarnego obiektu Smallmead, nie ścigają się wojownicy pokroju Michanka, Lovaasa, Murraya, Bella, Jonssona, Davisa, Castagny, Janssona, Shirry, Jessupa i Doncastera, lecz w ostatnich swoich podrygach Reading pokazało czar żużlowej mody. Bez narzuconych reguł dotyczących stroju zawodnicy Reading jeździli w 2008 roku w swoich tradycyjnych uniformach. W gronie niepokornych w sezonie 2008 znaleźli się również żużlowcy Newport oraz Newcastle.
Z pewnością legendarny, nieżyjący już Nowozelandczyk Ivan Gerald Mauger, sporo wniósł do żużlowej mody. Motyw szachownicy na kasku kojarzy się jednoznacznie z wybitnym Kiwi. Ivan nigdy nie ukrywał, że nie był to jego autorski pomysł. Podchwycił go od zaradnego promotora żużlowego z Adelajdy – Kima Bonythona. Kim paradował w parku maszyn w ogromnym kapeluszu z emblematem szachownicy. Wyglądał w nim niczym krajalnica do sera… Mauger uwielbiał nowości, wyprzedzał epokę rozmaitymi rozwiązaniami, więc gdy już zaprzestał stroić żarty z krajalnicy do sera, postanowił zastosować taśmę w biało-czarną szachownicę zamontowaną u podstawy kasku. Skąd Ivan czerpał inspirację do wiecznego żonglowania pomysłami? Nie tylko od promotora z Adelajdy. Mauger był pierwszym powojennym indywidualnym mistrzem świata na żużlu, który odwiedził amerykańskie tory. Amerykanie lubią nowatorskie rozwiązania, kochają bawić się kolorami, sprowadzili modę na brokatowe błotniki na Wyspy Brytyjskie. Mauger odwiedził USA w 1968 roku chcąc przekazać ożywczy prąd dla kalifornijskiego speedwaya, który nie bardzo potrafił otrząsnąć się po tragicznej śmierci Ernie Roccio w 1952 roku. Żużel zapuścił solidne korzenie w Kalifornii. Nieżyjący już mistrz świata Moto GP’2006 – Nicky Hayden, zaczynał swoją motocyklową edukację od flat track racing, próbował również jazdy na żużlówce. Ivan Mauger przyciągnął na trybuny nowych fanów, a ponadto zachwycił się szerokim wachlarzem barw. Uznał, że Amerykanie nie są tak sterylni i skostniali jak Europejczycy jeżeli chodzi o kolorystykę kombinezonu. Mauger lubił wyciągać nacje będące w impasie na powierzchnię ziemi, ale przyznawał, że Amerykanie uruchomili w nim żyłkę do tasowania barwami. Entuzjazm popłynął z obu stron… Jaskrawe kolory dominujące na kalifornijskich torach były natchnieniem dla Nowozelandczyka.
Uwagę Ivana Maugera przykuwały również kaski Bella. Kiedy Europa wciąż hołdowała kaskom w stylu „małpiej maski” lub tonęła w zachwytach nad kaskami typu „Cromwell”, Amerykanie postanowili wprowadzić na rynek kaski z pełną osłoną twarzy. Inwazja mody na kaski Bella nastąpiła w końcówce lat siedemdziesiątych kiedy amerykańscy żużlowcy wywoływali furorę na angielskich torach. DeWayne Keeter, jeden z pierwszych amerykańskich „dżokejów”, którzy pojawili się w Anglii, zanim podpisał kontrakt z Leicester Lions, odwiedził Nową Zelandię. Wraz z kolegą Chuckiem Jonesem, DeWayne Keeter zawitał w 1968 roku do Templeton w Nowej Zelandii, gdyż obaj chcieli nauczyć się od Maugera „prawdziwego żużla”. Nowozelandczycy nie mogli nadziwić się barwnym strojom Amerykanów…
„Byliśmy w szoku widząc ich kaski: Bell Star! Wyglądali jak marynarka Jamesa Deana w filmie „Buntownik bez powodu”. Nasze kaski miały fundament w kształcie budyniu, nosiliśmy czarne kombinezony, a tymczasem dwaj Jankesi przybyli do Aotearoa (Krainy Długiego Białego Obłoku) i wywrócili do góry nogami nasze wyobrażenie o stroju żużlowca” – podkreślał wówczas Ivan Mauger.
Na przestrzeni okresu, w którym Nowozelandczyk zdobył sześć tytułów indywidualnego mistrza świata, Mauger korzystał z dwóch rodzajów kombinezonu. Czarny był odwołaniem do klasyki, a drugi nosił elementy czerwieni i bieli. Kiedy Ivan sięgał po szóste złoto w Chorzowie w 1979 roku, jeździł w kombinezonie z białym oraz czerwonym paskiem na lewej nodze oraz białą obręczą z czerwonymi emblematami umieszczonymi na prawym udzie. To był ukłon w stronę klubu, w którym po raz pierwszy wpadł na pomysł takiego kombinezonu (Belle Vue Aces) oraz wspomnienie szkoły! W „chorzowskich” kolorach Ivan biegał w koszulce podczas szkolnych ćwiczeń. Jako młody chłopak lubił grać w rugby w Canterbury w Nowej Zelandii. Na szkolnym boisku zakładał koszulkę w kolorze czarno-czerwono-białym…
Mauger był arcymistrzem psychologicznej wojny, więc w czasach kiedy szeroka gama kolorów osaczyła żużlowy światek, wolał epatować czernią, po to, aby być niezauważonym. „Podskórnie czułem, że kiedy wyprzedzałem rywali, widzieli tylko fragment czegoś czarnego, mój bark ewentualnie mój łokieć. Z reguły widywali pełną gamę kolorów, więc czerń była dla nich elementem zaskoczenia. Poza tym, czerń dawała mi poczucie komfortu” – mówił przed laty Mauger.
Chris Pusey, król nocnego życia, wiecznie testujący wytrzymałość wątroby, były gwiazdor Halifax i Belle Vue, zainspirował się wzorami a la Mauger. Sam mówił o sobie, że lubi być „nakropkowany”, więc mnóstwo kropek pojawiło się na jego kombinezonie. Słynna „polka dot” była znakiem rozpoznawczym Chrisa. Pusey został pochowany wraz z szalikiem w kropki! „Uwielbiałem szachownicę Ivana, więc postanowiłem wnieść coś świeżego. Chlapnąłem niebieską farbą na kombinezon i powstały odlotowe kropki. Testowałem ten patent maczając monetę jednopensową w niebieskiej farbie, po czym rzucałem ją na dywan w moim pokoju! Wypaliło… Chciałem być antyczny, bo gdzieś wyczytałem, że sklepy z odzieżą w kropki były krzykiem mody w XIX wieku na High Street w Londynie!” – mawiał szalony żużlowiec i specjalista od wyścigów na torach trawiastych.
Kolor żółty i niebieski oraz płomienie zdobiły kombinezon Petera Collinsa, kiedy Anglik zdobywał złoty medal IMŚ w Chorzowie w 1976 roku. „Z reguły na moim kombinezonie dominowały elementy flagi brytyjskiej oraz klubowe barwy Belle Vue. Firma TT Leathers szyła dla mnie kombinezony, które ubierałem w kilku imprezach poprzedzających finał światowy. Były dość lekkie. Po tytule zdobytym w Chorzowie podpisałem umowę z firmą Sportac. Zacząłem nosić dziwaczne wzory, ale było w nich coś cudownego. W szczytowym okresie kariery, firma dostarczała mi pięć, a nawet sześć kombinezonów na sezon!” – wspomina Peter Collins.
PC nie ukrywa, że wpływ na plątaninę złotych i srebrnych barw, które błyszczały i migotały, miała… znakomita nuta! „Jeżdżąc z zawodów na zawody, uwielbiałem słuchać radia w samochodzie. Walczyliśmy z mechanikami o pokrętło, bo każdy chciał zmieniać stację radiową, aby posłuchać jeszcze lepszych kawałków rocka. Starsza generacja nie kupowała naszej mody, ale moje pokolenie było zakochane w rockowej muzyce i to miało odzwierciedlenie w kolorystyce naszych kombinezonów” – wyjaśnia Peter Collins.
Cudowne czasy… Ekstrawagancja była w cenie… Rozpoznawało się żużlowców po indywidualnym stylu. Nie tylko najlepsi na świecie gustowali w wariacjach kolorów. Jamie Habbin ścigał się dla Peterborough, Mildenhall, King’s Lynn, Long Eaton, Coventry i Newcastle. Habbin był nazywany „Różową Panterą”, gdyż w trakcie trzech sezonów jakie spędził na Alwalton (1986-1988) jeździł notorycznie w jaskraworóżowym kombinezonie. Z czasem Jamie dorzucił czarne łapy i pazury, więc przykuwał uwagę kibiców na każdym angielskim stadionie!
Seemond Stephens, urodzony w St. Austell, jeździł dla Swindon, Exeter, Sheffield, Trelawny, Eastbourne i Plymouth, a kiedy nie łamał się na wirażu, podziwiał popisy Evela Knievela, amerykańskiego kaskadera i motocyklisty. Wzorował się na kombinezonie Evela i przyozdobił strój w gwiazdy oraz pasy. W odróżnieniu od Knievela, Seemond nie wykonał jednak skoku ponad piętnastoma Fordami Mustangami…
Hans Nielsen, czterokrotny indywidualny mistrz świata na żużlu uważa, że logo sponsorów jest idealnie wyeksponowane na czerni, stąd przez lata duński profesor hołdował czerni… Sponsorzy walili doń drzwiami i oknami. Z kolei Amerykanie uważają (w tym spece od kampanii prezydenckiej), że logo sponsorów rewelacyjnie wygląda na niebieskim tle. Stąd nie dziwi kolorystyka Teamu Exide, który tworzyli dwaj znakomici kowboje: Greg Hancock i Billy Hamill.
Z kolei brytyjscy motocykliści tudzież kierowcy wyścigowi od lat byli zakochani w zieleni. William Grover-Williams, angielski kierowca wyścigowy francuskiego pochodzenia, wygrał Grand Prix Monaco w 1928 roku prowadząc Bugatti. Ciemny odcień zieleni zauroczył widzów i odtąd brytyjscy szaleńcy pokonujący szykany i proste byli kojarzeni z tym kolorem. BRM, Cooper, Lotus i Vanwall musiały zawierać odcień zieleni, aby nawiązać do legendarnego wyczynu Grover-Williamsa. Aston Martin DBR 9 wygrał 24-godzinny wyścig Le Mans w 2007 roku będąc przybrany w zielone szaty…
W świecie żużla Simon Wigg imponował wiernością i przywiązaniem do zieleni. Zielona maszyna Wigga przykuwała wzrok żużlowca wrocławskiej Sparty – Zbigniewa Lecha, który skrycie marzył o nabyciu kombinezonu Wigga… Simon pięć razy wygrał IMŚ na długim torze, był wicemistrzem świata na klasyku w Monachium (1989), a w 1994 roku zwyciężył w Zlatej Prilbie mesta Pardubice. Wiggy ścigał się również dla Cradley i Exeter – klubów, które nie stroniły od zieleni.
Brat Simona Wigga – Julian – po latach wyjaśnił źródło słabości do koloru zielonego. „Mój dobry kumpel: Glenn Armstrong jeździł na torach trawiastych. Glenn kupił zielonkawożółty kombinezon na początku swojej kariery – głównie dlatego, że nikt go nie chciał kupić. Ten kombinezon wisiał przez wiele miesięcy w sklepie na wieszaku. Nikt go nie chciał, bo motocykliści są przesądni: zielony przynosi nieszczęście… Jednak ani ja ani Simon nie byliśmy przesądni. Pewnego razu Simon założył kombinezon Glenna. Miał wtedy 15 lat i wystartował w zawodach na trawie jako Glenn. Polubił ten kolor i tak już zostało… Zieleń stała się znakiem rozpoznawczym Simona. Brat nigdy nie uważał się za pechowca” – wyznał Julian.
Pamiętacie kevlar Hansa Andersena, który złożył hołd trzykrotnemu indywidualnemu mistrzowi świata – Erikowi Gundersenowi? Ujmująca biel… Na pierwszy rzut oka tył kevlaru Hansa wyglądał jak logo Rolling Stones z czerwonymi wargami… Ten element pojawił się na albumie Rolling Stones wydanym w 1971 roku „Sticky Fingers”. Projekt warg autorstwa Johna Pasche… Jednak u źródeł pomysłu Hansa nie leżała fascynacja twórczością Rolling Stones, lecz uwielbienie dla talentu Erika Gundersena. „Chodziło mi o szacunek dla wielkiego mistrza – Gundo – a szeroki uśmiech podkreślający duże, wystające zęby miał być wyrazem jego szczerego charakteru” – objaśnia Hans Andersen.
„Mike The Bike” Lee – król speedwaya z Ullevi Stadium w 1980 roku – jeździł w Goeteborgu w czarno-żółto-zielonym kombinezonie Warner Brothers’. Amerykanie Bruce Penhall i Bobby Schwartz przytulili się do sponsora startując w niebiesko-białym kombinezonie dla potrzeb firmy produkującej olej: Bel Ray.
Jan Staechmann i Andrew Silver nie kryli inspiracji braćmi Moranami: kopiowali barwy kombinezonów w jakich startowali Shawn i Kelly. Dziś długie włosy i pastelowe kolory nie sieją spustoszenia w żużlowym parku maszyn. Indywidualne eksponowanie charakteru, pasji i wariactwa praktycznie znika z żużlowych torów. To smutna konstatacja, która oznacza, że komercja zapanowała nad duszą. Korporacyjna, sztuczna uprzejmość uformowała szaty współczesnych zawodników. Dokąd uciec w poszukiwaniu inspiracji? Na argentyńskie bezdroża Patagonii, rumuński obiekt żużlowy w Braila, do czeskiego Pilzna czy na australijski tor w Mount Gambier?
Zwrot za pierwszy zakład do 155 PLN z kodem SPEEDWAYNEWS -> sprawdź szczegóły!
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!