Za Bartoszem Grabowskim bardzo intensywny okres czasowy. „Grabuś” był jednym z kilkunastu speedrowerzystów, którzy podczas Mistrzostw Europy, musieli rywalizować nie przez trzy, lecz przez cztery dni. Opłacało się jednak, bowiem do domu wrócił z tytułem Drużynowego Mistrza i Indywidualnego Wicemistrza Europy.
Grabowski w czwartek (26 lipca) przy ul. Starzyńskiego 10a w Częstochowie wywalczył czternaście punktów, co pozwoliło mu zająć piąte miejsce w polskich eliminacjach do Indywidualnych Mistrzostw Europy „Open”, co dało mu przepustkę do eliminacji międzynarodowych. Wystąpił w piątej rundzie eliminacyjnej i zmierzał po awans. Taśma w ostatnim biegu sprawiła, że przyszło mu się przygotowywać do sobotnich repasaży, przedłużających nadzieje na półfinały. Te przebrnął z pozytywnym wynikiem, tak samo jak półfinały.
W finale radził sobie ze zmiennym szczęściem, zdobywając ostatecznie szesnaście punktów (2,3,4,4,3). To oznaczało, że złota nie zdobędzie, a o srebro będzie musiał powalczyć jeszcze z Remigiuszem Burchardtem w biegu dodatkowym. Udało mu się pokonać „Remiego”, co oznaczało, że stanie na drugim stopniu podium. – Każdy finał jest trudny pod względem psychicznym jak i fizycznym, dlatego, że w finale nie ma już „słabych' zawodników. Finał indywidualny w Częstochowie był dla mnie pierwszym w seniorskim speedrowerze i zdobyłem srebrny medal. Biorąc pod uwagę moje treningi, a raczej ich brak, to na pewno mogę mówić, że jest to dla mnie spore osiągnięcie i mogę być zadowolony z tego występu – mówi Bartosz Grabowski.
Ostrowianinowi, jeżdżącemu obecnie w barwach LKS Szaweru Leszno do złotego medalu zabrakło ledwie punktu. W bezpośrednim starciu z nowym Indywidualnym Mistrzem Europy musiał uznać wyższość rywala. Czy Marcin Szymański jego zdaniem był do pokonania na własnym torze? – Każdy jest do pokonania i Marcin z pewnością też był tego dnia. Tym razem ta sztuka mi się nie udała, ale taki jest właśnie sport – wygrywa lepszy i ten, który popełni najmniej błędów. Także w tym przypadku było tak samo, w pełni zasłużone zwycięstwo.
Reprezentant Polski po raz pierwszy ścigał się także w kadrze prowadzonej przez Damiana Woźnego i jego asystenta – Przemysława Binkowskiego. Członkowie sztabu szkoleniowego również znają smak medali Indywidualnych Mistrzostw Europy, bowiem Woźny stał na podium (trzecie miejsce) w 2000 roku w Rawiczu, a Binkowski z kolei dwie ostatnie mistrzowskie imprezy (2014, 2016 rok) kończył z brązowym medalem. Jak teraz radzą sobie w nowej roli, ocenia jeden z członków złotej ekipy. – Z obydwoma Panami mam dobre relacje, także między mną a Damianem czy też Przemkiem nie było problemu w kwestii dogadywania się. Atmosfera w parku maszyn między nami, zawodnikami jak i sztabem szkoleniowym również była dobra, także nie ma na co narzekać. Każdy też odpowiadał za siebie, lecz staraliśmy sobie wzajemnie pomagać, podpowiadać i wnosić tyle, ile mieliśmy doświadczenia. Młodość i doświadczenie wygrało.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!