Zadaniem Grupa Azoty Unii Tarnów w Toruniu było wywalczenie punktu bonusowego. Przy wyniku 51:39 dla gospodarzy sztuka ta się nie powiodła. Jeden z liderów gości – Nicki Pedersen, zapisał na swoim koncie 9 punktów z bonusem w pięciu startach.
Duńczyk ani razu jednak nie minął linii mety, jako pierwszy. Gdyby rozłożyć stratę punktu bonusowego na czynniki pierwsze (zabrakło jednego „oczka”), ten fakt mógł być jednym z nich. Niemniej jednak sam zainteresowany stwierdził, że roszady taktyczne, prowadzone przez sztab gości mogły być nieco inne. Pozostali seniorzy pojawiali się na torze w ramach rezerw (z wyjątkiem zastępowanego Artura Mroczki), „Power” natomiast pojechał tylko w swoich nominalnych startach. – Sam mogłem zdobyć kilka punktów więcej. Miałem jednak nieco problemów z ustawieniami motocykli. Nie mogłem sprawić, żeby moje silniki działały lepiej. Starałem się, jak tylko mogłem. Miałem sporo kłopotów. Sądzę, że może rezerwy taktyczne mogły być zrobione nieco inaczej. Najpierw wstawiono Kildemanda w jednym wyścigu, a następnie wycofano go i zastąpiono Kennethem. Uważam, że nie było takiej stuprocentowej komunikacji. Zawsze jednak łatwo patrzy się wstecz i mówi, że to, czy tamto mogło być zrobione lepiej. Każdy potrzebował tylko jednego punktu więcej. W ostatnim biegu, gdyby Kenneth spróbował przymknąć nieco gaz, być może przystopowałby nieco Doyley’a, dzięki czemu Jamróg mógłby się zbliżyć i go wyprzedzić. Nigdy tego nie wiemy. Jest wiele rzeczy, które mogły być zmienione. Oczywiście wszyscy jesteśmy rozczarowani, musimy się jednak skupić na kolejnym spotkaniu – mówił po przegranym pojedynku na Motoarenie, Nicki Pedersen.
Właśnie nasz rozmówca na torze pojawił się „tylko” pięciokrotnie. Kto wie, jakim wynikiem zakończyłby się ten pojedynek, gdyby z jego usług skorzystano w piątym biegu, w którym Mroczkę zastąpił Kułakow. Niemniej jednak brak szans dla młodego Rosjanina był zarzucany już wcześniej sztabowi szkoleniowemu gości. Tym razem, niestety dla tarnowian, przyjechał on na ostatnim miejscu. – Nie wiem do końca. Pytano mnie i kazano być gotowym na taką możliwość. Byłem przygotowany, jednak jak wspomniałem, brakowało mi w tym meczu trochę szybkości. Być może uznano, że wstawienie mnie nie byłoby takim idealnym pomysłem. Tego się nigdy nie wie, zawsze łatwo jest obwiniać kogoś innego. Byłem na to gotowy, jednak taka była decyzja trenerów – dodał.
19 sierpnia do „Jaskółczego Gniazda” zawita ekipa częstochowskich „Lwów”, prowadzona przez byłego trenera zespołu z Tarnowa – Marka Cieślaka. Do końca rozgrywek pozostały już tylko dwa spotkania i punkty z tego meczu mogą jeszcze w jakiś sposób pomóc tarnowianom w walce o utrzymanie w PGE Ekstralidze. Pedersen podkreślił jednak, że ważne będzie przygotowanie nawierzchni. Według niego tor, na którym rywalizowano w poprzednim „domowym” spotkaniu, różnił się od tego, na jakim startowano we wcześniejszej części sezonu. – To będzie bardzo ważne spotkanie. Wszyscy musimy się przygotować odpowiednio i mieć szybkie silniki. Przygotujemy się i miejmy nadzieję, że tor będzie taki sam, jak wcześniej. Poprzednim razem, w meczu z Gorzowem było inaczej – naprawdę bardzo ciężko. Muszą przygotować ten tor, tak jak normalnie do tej pory. Miejmy nadzieję, że tak będzie – zaznaczył.
Dzień przed pojedynkiem w Toruniu Duńczyk odniósł pierwsze po prawie trzech latach zwycięstwo w cyklu Speedway Grand Prix. W Szwedzkiej Malilli wygrał w turnieju, który znacznie się opóźnił z powodu opadów deszczu. Podobna sytuacja miała miejsce w roku 2015, więc można stwierdzić, że w tym miejscu mokra nawierzchnia wyjątkowo mu służy. – Lubię tor w Malilli, jednak miałem bardzo dobre silniki. Wszystko pracowało tak, jak należy. Miło było ponownie tam zwyciężyć – podkreślił na koniec rozmowy, Nicki Pedersen.
źródło: inf. własna
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!