Lando Norris z McLarena był najszybszy w pierwszej, a Charles Leclerc z Ferrari w drugiej sesji treningowej przed GP Australii. Inauguracja sezonu F1 w Melbourne zapowiada się jeszcze ciekawiej, ponieważ kilka zespołów zaskoczyło swoją formą.
Lando Norris potwierdził niezłą formę McLarena w FP1
Pierwsza sesja treningowa w sezonie 2025 padła łupem Brytyjczyka ze stajni z Woking. Norris uzyskał o 0.149 sekundy lepszy wynik od Sainza z Williamsa. Tuż za nimi uplasował się Leclerc z Ferrari, który stracił zaledwie 0,209 s do lidera. Pierwsza trójka była więc bardzo blisko siebie. Czwarty Oscar Piastri stracił już ponad 0,4 s, podobnie jak plasujący się minimalnie za nim Max Verstappen. Czołową szóstkę uzupełnił Alexander Albon, który zdawał się dodatkowo potwierdzać zaskakująco mocną formę zespołu z siedzibą w Grove.
Przebieg pierwszego treningu: dwie czerwone flagi
Warto wspomnieć, że podczas całej sesji panowały dobre warunki. Nad torem Albert Park w Melbourne mieliśmy słońce i błękitne nieba, a temperatury powietrza i asfaltu były dość wysokie. To wszystko sprawiało, że nikt nie zwlekał z wyjazdem ani chwili. Każdy mógł jak najwięcej pracować nad dopracowaniem samochodu. Większość zaczynała sobie dość śmiało poczynać i szukać limitów. Chociażby Lawson otarł się o ścianę w zakręcie nr 9, a Verstappen miał wizytę w żwirowej pułapce.
Pierwszą czerwoną flagę wywołał jeden z dwóch reprezentantów gospodarzy – Jack Doohan. Kierowca Alpine wylądował w żwirze i naniósł sporo zanieczyszczeń na początku sektora nr 2, przez co porządkowi zmuszeni byli oczyszczać ten fragment.
Pierwsza część sesji przeważnie oznaczała jazdy na oponach pośrednich. Wtedy to Charles Leclerc z Ferrari dyktował warunki z czasem 1:17.880. Monakijczyk miał kilka dziesiątych zapasu nad 2. George’em Russellem z Mercedesa. Dopiero potem w ruch poszły szybsze, miękkie ogumienie. To zachęcało kierowców do poprawiania wyników. Najpierw Verstappen zszedł na 1:17:696, a niedługo o blisko 0,3 sekundy poprawił jego osiągnięcie Sainz.
Groźny wypadek Bearmana, a po nim czołówka przyspieszyła
Następnie trening znów został zatrzymany przez czerwoną flagę. Tym razem to Oliver Bearman z Haasa rozbił model VF-25, wypadając z szykany między zakrętami nr 9 i 10.
Sesja wznowiła się dość szybko i wówczas to Lando Norris wyszedł na prowadzenie z czasem 1:17.252. Nieznacznie za nim plasowali się Carlos Sainz i Charles Leclerc. W Top 5 mieliśmy Piastriego i Verstappena. Za to szósty był Albon. Dalej mieliśmy m.in. Russella, Alonso, Hadjara i Strolla. Tutaj było to pewne zaskoczenie, ponieważ ostatni z 3 wymienionych nie prezentowali się dobrze w trakcie testów przedsezonowych.
Zaskoczeniem były wyniki 12. Hamiltona (Ferrari), 14. Antonellego (Mercedes) czy 16. Lawsona (Red Bull). Było to poniżej oczekiwań, ponieważ forma ekip była znacznie wyższa, co pokazali ich zespołowi koledzy.
Leclerc najszybszy w FP2
Kierowca Scuderii Ferrari dyktował tempo podczas drugiej sesji, wykręcając czas 1:16.439. Zawodnik z Monako okazał się nieznacznie szybszy od duetu McLarena, czyli Piastriego i Norrisa. Australijczyk i Brytyjczyk tracili do lidera odpowiednio 0,124 s i 0,141 s. Zaskakująco wysoko był Yuki Tsunoda z Visa Cash App Racing Bulls, który odnotował 4. wynik z nieco ponad 0,3 sekundy straty. Japończyk znacząco się poprawił po zajęciu 11. miejsca w FP1. Niewiele za nim znalazł się Lewis Hamilton z Ferrari. Top 6 uzupełnił Isack Hadjar, który potwierdził niezłą formę stajni z Faenzy. Raczej po testach nikt nie widział RB wysoko.
Dopiero siódmy z ponad 0,6 s straty był Max Verstappen. Aktualny mistrz świata spędzał sporo czasu w garażu, chcąc jak najlepiej dopracować ustawienia. Niestety to odbiło się na małej liczbie kilometrów na Albert Park. Czołową dziesiątkę uzupełnili Nico Hulkenberg z Saubera, Lance Stroll z Astona Martina i George Russell z Mercedesa. Tuż za Top 10 uplasowali się Albon i Sainz z Williamsa. Warto podkreślić, ze ten drugi najlepszy wynik uzyskał na pośrednich oponach. Widać więc było, że niebieskie bolidy tym razem bardziej ukrywały rzeczywiste tempo.
Znów przeciętnie prezentował się duet Alpine, który po testach liczył zapewne na znacznie więcej. Jednakże jeszcze gorzej było z Andreą Kimim Antonellim czy Liamem Lawsonem, którzy znów nie wykorzystali prawdziwego tempa Mercedesa i Red Bulla. Stawkę zamknęli Bortoleto z Saubera i Haasy. Jednakże tutaj trzeba podkreślić, ze ostatni Bearman nie wyjechał na ani jedno pomiarowe kółko.
Trudno ocenić układ sił
Zazwyczaj podczas GP Australii trudno wskazać prawdziwy układ stawki. Na ten moment wydaje się, że McLaren i Ferrari dysponują podobnym tempem. Wydaje się to zgodne z oczekiwaniami przed sezonem i zapowiada ciekawą walkę. Jednakże tuż za nimi niekoniecznie plasują się Red Bull i Mercedes, tak jak oczekiwano.
Niezłe osiągi ma Williams, mimo że w FP2, trochę to ukrywali. Zaskakująco mocny jest Visa Cash App Racing Bulls. Być może Hadjar będzie miał dość spore szanse na punkty w debiucie i to też nie taką wcale małą zdobycz. Powyżej oczekiwań z testów prezentował się też Aston Martin, który miał największe problemy. Jednakże wydaje się, że Alonso i Stroll są w podobnym miejscu do tego z sezonu 2024, czyli w walce o Top 10. Stawka jest jednak dość blisko siebie i możemy spodziewać się niespodzianek w sobotę i w niedzielę.
Miłym zaskoczeniem było tempo Saubera. Ósmy wynik Hulkenberga z drugiego treningu pokazał, że ich maszyna nie musi być w tym roku na szarym końcu. Za to dużym zaskoczeniem „in minus” jest Haas. Ocon i Bearman mieli przygody oraz nie pokazali formy, na którą zapewne liczyli. Wciąż jednak wydaje się, że po pracach nad ustawieniami, wszystko w środku stawki może się zmienić.
Przed nami FP3 i kwalifikacje
Już jutro, 15 marca, o godz. 2:30 czasu polskiego, kierowcy wyjadą ponownie na tor Albert Park. Wówczas odbędzie się trzecia sesja treningowa, która pozwoli sprawdzić osiągi samochodów po aktualizacji konfiguracji. Natomiast już o godz. 6:00 rozpoczną się pierwsze w tym roku kwalifikacje F1.
Gdyby szukać faworytów do walki o pole position, murowanymi kandydatami wydają się być Norris, Leclerc i Piastri. Do tej trójki mogą jednak dołączyć inni, a wśród nich może być Hamilton. 7-krotny mistrz świata będzie chciał mocno zacząć swoją przygodę z Ferrari i na początek zapewne nie będzie chciał być wyraźnie wolniejszy od zespołowego kolegi. O pewną niespodziankę mogą pokusić się kierowcy Williamsa i Racing Bulls. Czas jednak pokaże, czy w sobotę nie ujrzymy układu sił nieco odbiegającego od tego, co widzieliśmy w piątek.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!